Nowe fakty w sprawie samobójstwa Chrisa Cornella. Znane są już wyniki badań toksykologicznych przeprowadzonych po śmierci wokalisty. Krótko przed powieszeniem się lider Soundgarden i Audioslave miał zażyć duże ilości leków – i nie był to wyłącznie Ativan.
Opublikowany przez serwis TMZ raport toksykologiczny potwierdza wcześniejsze hipotezy związane z samobójstwem Chrisa Cornella, zgodnie z którymi wokalista tuż przed śmiercią miał zażyć duże ilości leków.
Już wcześniej podano, że w ciele artysty znaleziono lorazepam. Z raportu wynika, że w układzie Cornella znajdowało się znacznie więcej substancji – m.in. nalokson, pseudoefedryna i barbiturany. Badania toksykologów potwierdziły jednak to, co już wcześniej orzekł lekarz sądowy hrabstwa Wayne: żaden z wymienionych środków w sposób bezpośredni nie przyczynił się do śmierci wokalisty.
Przypomnijmy: Chris Cornell zmarł 17 maja po koncercie Sundgarden w Detroit. Pogrzeb odbył się 26 maja w Los Angeles o godz. 15.00 czasu miejscowego. Lidera Soundgarden i Audioslave oprócz rodziny i przyjaciół żegnali fani oraz przedstawiciele środowiska rockowego, w tym m.in. James Hetfield, Dave Grohl i Tom Morello.
Jako oficjalną przyczynę śmierci Chrisa Cornella podano samobójstwo. Wokalista został znaleziony w pokoju hotelowym powieszony na taśmie do ćwiczeń. Pomimo próby resuscytacji, jaką podjął pracownik ochrony, który jako pierwszy pojawił się w pokoju wynajętym przez Cornella, artysty nie udało się uratować. Nie stwierdzono żadnych chorób ani urazów, które mogłyby doprowadzić do jego śmierci. Miał 52 lata.
Chris Cornell urodził się 20 lipca 1964 r. w Seattle. Powszechnie uważany jest za jeden z najważniejszych głosów rocka i grunge’u.
Ostatnim opublikowanym utworem Cornella jest „The Promise” nagrany na potrzeby filmu „Przyrzeczenie”.
fot. Josh Jensen (CC BY-SA 2.0)