To trudny rok dla każdego maniaka głośnych koncertów. Koronawirus zamknął w domach większość kapel, całkowicie uniemożliwiając organizację imprez. Nie licząc pomniejszych wydarzeń, zostaje nam oglądanie koncertów przed ekranem. Mamy dla was kilka propozycji. Oto naszym zdaniem najlepsze koncerty na czas pandemii.
Metallica na festiwalu Monsters of Rock (Moskwa, 1991)
Właśnie za takimi koncertami tęsknimy w czasie pandemii. Festiwal Monsters of Rock, który odbył się w Moskwie w 1991 r., był wydarzeniem pod każdym względem wyjątkowym. Na początku lat 90. cały blok wschodni otwierał się na świat. Powiew świeżego powietrza dało się odczuć również w ówczesnej Rosji. Atmosfera zmian udzieliła się miejscowej publiczności, która tłumnie przybyła do Moskwy na festiwal Monsters of Rock. Według niektórych źródeł wzięło w nim udział nawet 1,5 miliona osób, co wydaje się wręcz niewiarygodne (to dwa razy więcej niż oficjalny rekord Pol’and’Rock Festival!). Jesteśmy w stanie w to uwierzyć. Materiały video z tego mitycznego wręcz wydarzenia zdają się potwierdzać monstrualną frekwencję. Na festiwalu – obok m.in. AC/DC i Pantery – zagrała Metallica będąca kilka dni po premierze „Czarnego albumu”. James Hetfield „& Co. byli wtedy w wyśmienitej formie. Ich koncert był czymś niewyobrażalnym. Unoszący się w powietrzu kurz, funkcjonariusze służb mundurowych wymachujący marynarkami i totalne szaleństwo. To koncert, który koniecznie trzeba zobaczyć!
Led Zeppelin – „The Song Remains The Same” (Nowy Jork, 1973)
W naszym zestawieniu nie zabraknie klasyki. Film koncertowy, który Led Zeppelin wydali w 1976 r., powstał na bazie ujęć zarejestrowanych podczas trzech wieczorów w Madison Square Garden w Nowym Jorku. „Po raz pierwszy świat może zająć miejsce w pierwszym rzędzie na Ołowianym Sterowcu” – materiał reklamowali członkowie Led Zeppelin. Coś w tym jest. Niesamowita intymność koncertu „The Song Remains The Same”, obłędny krzyk Roberta Planta i ikoniczne solówki Jimmy’ego Page’a – to najlepsza wersja Led Zeppelin, zespół sięgający na scenie absolutnych szczytów swoich możliwości. Wiele osób kojarzy „The Song Remains The Same” z nieśmiertelnym wykonaniem „Stairway to Heaven”. My jednak polecamy zwrócić uwagę na jedyną w swoim rodzaju wersję „Dazed and Confused” z wplecionym tekstem „San Francisco” Scotta McKenziego.
Pantera na festiwalu Ozzfest (Holmdel, 2000)
Koncert Pantery na festiwalu Ozzfest to przykład tego, jak powinien wyglądać porządny metalowy gig, bo jak Ozzy Osbourne bierze się za organizację imprezy, to musi być grubo. Pantera postanowiła nie brać jeńców i brutalnie rozprawiła się z publiką. Nie da się opisać wszystkich ekscesów, które kamera zarejestrowała na scenie i pod nią. Jeśli chcecie poczuć się jak na szalonym koncercie, po prostu odpalcie Panterę z Ozzfestu!
Oasis na stadionie Maine Road (Manchester, 1996)
Bracia Gallagherowie nie grają ze sobą od dawna, a dramy, którymi regularnie raczyli opinie publiczność w ciągu ostatnich lat, ewidentnie zaszkodziły legendzie Oasis. Niektórzy zapominają, jak wielki był to kiedyś zespół. Astronomiczne liczby sprzedanych egzemplarzy kolejnych wydawnictw to jedno, ale Oasis byli przede wszystkim genialnym zespołem koncertowym i zarazem modelowym przykładem bezczelnie nonszalanckich gwiazd rocka. Koncert, jaki w 1996 r. kapela zagrała na stadionie swojego ukochanego klubu Manchester City, to nagranie jedyne w swoim rodzaju. Członkowie Oasis ubrali się jak typowe najntisowe dzieciaki na wycieczkę za miasto. Ich outfit może trochę bawić, ale szał, jaki towarzyszy ich koncertowy plus superprzebojowa setlista sprawią, że obejrzycie ten koncert jednym tchem. Przy okazji – czy wy też macie wrażenie, że na ten koncert zleciały się wszystkie dzieciaki, jakie mieszkały wtedy w Manchesterze? Frekwencja powala.
Guns N’ Roses w Tokyo Dome (Tokyo, 1992)
Guns N’ Roses przez lata nieco szkodzili swojej legendzie. Rozmieniający się na drobne Slash i okropnie zapuszczony, niedomagający wokalnie Axl Rose – przed reaktywacją tak prezentowali się członkowie zespołu, który przez kilka lat dzielił i rządził na rockowej scenie. Guns N’ Roses wzięli się w garść i zorganizowali come back na poziomie, choć bez nowej płyty. Jeśli jednak chcecie zobaczyć Guns N’ Roses w topowej formie, odpalcie koncert z Tokyo Dome z 1992 r. Grupa promowała wtedy album „Use Your Illusion”. Począwszy od otwierającego show wykonania „Nightrain” z solówkami lepszymi niż w wersji z „Appetite for Destruction”, aż po wieńczące całość wykonanie „Paradise City”, Gunsi nie odpuszczają publice. Każdą minutą tego koncertu Amerykanie udowadniają, że swego czasu naprawdę zasługiwali na określenie „najniebezpieczniejszy zespół na świecie”.
Kvelertak na festiwalu Rockplast (Gelsenkirchen, 2019)
Pora na coś świeższego. Kvelertak to jedna z najlepszych obecnie ekip koncertowych. Ich koncert na Rockplast z ubiegłego roku to szalone show, oddające undergroundowe, mocno imprezowe zacięcie Kvelertak. Za mikrofonem jest już Ivar Nikolaisen, który zasilił szeregi norweskiej kapeli w 2018 r. Trzeba przyznać, że Nikolaisen świetnie sprawdza się w roli frontmana. Koncert oglądacie na własną odpowiedzialność. Istnieje zagrożenie, że wczujecie się za bardzo i zdemolujecie pokój. To surowa, nieokrzesana energia. Po prostu Kvelertak w pigułce.
Sinoptik na Stadionie Olimpijskim w Kijowie (Kijów, 2016)
Laureacji prestiżowego konkursu Global Battle of the Bands okrzyknięci najlepszym młodym zespołem rockowym świata nie są szerzej znani, a szkoda, bo to znacznie więcej niż dobrze rokujący zespół. Wprawdzie ostatnio można odnieść wrażenie, że nieco się pogubili, ale występ, który dali na Stadionie Olimpijskim w Kijowie, w pełni pokazuje ogromny potencjał Ukraińców. Członkowie Sinoptik są pewni siebie i bezbłędni niczym największe gwiazdy rocka. Ich brzmienie i atmosfera koncertu są porywające. Gdyby Led Zeppelin wpadli z jakąś dobrą stonerową kapelą, ich dziecko brzmiałoby tak, jak brzmi Sinoptik – rasowo, lekko psychodelicznie, a przy tym bardzo przebojowo.
Gojira na Pol’and’Rock (Kostrzyn nad Odrą, 2018)
To był jeden z tych koncertów, na które publiczność 24. Pol’and’Rock Festival czekała najbardziej. Ogłoszenie występu braci Duplantier na największym festiwalu w Polsce od początku wzbudzało wielkie emocje. Niczego nieświadomi członkowie Gojiry nie wiedzieli, na jakiej rangi wydarzenie przyjęli zaproszenie. To, co działo się pod sceną, przerosło ich najśmielsze oczekiwania. „Jesteśmy przybyszami z zewnątrz, ale wyraźnie czujemy, że ten festiwal wykracza poza samą muzykę” – po wszystkim komentowali Francuzi. Ich koncert z pewnością wykroczył poza samą muzykę. To nagranie mówi wszystko.
Nirvana w Paramount Theatre (Seattle, 1991)
Dużo dalibyśmy, żeby być na tym koncercie. Początek lat 90., rozsławiona sukcesem grunge’u scena Seattle. W takich okolicznościach na scenę Paramount Theatre wychodzi Nirvana. Choć już wtedy trio ma status supergwiazdy, zespół nie gwiazdorzy, grając tak, jak gra się w ciasnych obskurnych klubach. Za to Nirvana nigdy nie przestanie być uwielbiana.
Pink Floyd – „Pulse” (Europa, 1994)
Pink Floyd według niektórych to zespół dla wychowanych na Trójce (w tym złym znaczeniu), ale prawda jest taka, że to absolutna klasyka i zespół, który od zawsze przekraczał granice produkcji rockowych koncertów. „Pulse” to niewątpliwe jeden z najlepiej wyprodukowanych koncertów, jakie kiedykolwiek zostały zagrane, choć tak naprawdę materiał, który złożył się na „Pulse”, był rejestrowany podczas kilku występów, odbywających się w ramach Division Bell Tour. Oprawa, jaką przygotowali Floydzi, do dziś robi wrażenie, podobnie jak wysmakowane, psychodeliczne brzmienie. Ale to chyba światła są tym, co na „Pulse” najbardziej rzuca się w oczy. Nie chcemy wiedzieć, ile legendarni rockmani wydali na oświetlenie tego koncertu. Pewnie więcej niż niejeden zespół przez całą karierę…