Uriah Heep to jeden z tych zespołów, które kształtowały brytyjską scenę rockową we wczesnych latach siedemdziesiątych. Grupa za chwilę wyjedzie w swoją ostatnią w karierze dużą trasę koncertową, a pełniący od czterdziestu lat funkcję wokalisty grupy, Bernie Shaw, okazał się bardzo wygadanym człowiekiem, który gdy tylko dowiedział się, że rozmawia z przedstawicielem mediów z Polski na starcie wywiadu rzucił siarczyste: „Kurwa dobre!”. O początkach w Uriah Heep, graniu w Związku Radzieckim, nagrywaniu albumów oraz doświadczeniu z polskimi fachowcami w Wielkiej Brytanii przeczytacie w poniższym wywiadzie.
Już niedługo wyruszycie z Uriah Heep w ostatnią, pożegnalną trasę koncertową. Kiedy podjęliście tę decyzję?
Bernie Shaw: Cóż, nasza decyzja dotyczy tego, że nie będziemy już grać długich tras. Co nie znaczy, że kończymy karierę. Kiedy wyjeżdżamy na trasę do Stanów Zjednoczonych czy Ameryki Południowej, trwa ona osiem, dziewięć, a czasem nawet dziesięć tygodni. Nie jesteśmy już najmłodsi, a czas w trasie jest zdecydowanie za długą rozłąką z naszymi rodzinami. Będziemy chcieli ograniczyć się do pojedynczych występów, ale nadal będziemy aktywni. Dopóki reszta chłopaków będzie pisać dobre piosenki, będziemy nagrywać nowe albumy. Ma to również swój wymiar ekonomiczny. Do niektórych krajów po Brexicie ciężej się dostać, dlatego wolimy wyruszyć w krótsze i bardziej jakościowe wyjazdy, niż wyruszyć na dwumiesięczną trasę i się wykończyć. Na obecnej trasie będziemy grać nie więcej niż trzy koncerty z rzędu, aby mieć czas na regenerację.
Doskonale to rozumiem. Na początku naszej rozmowy chciałem skorzystać z okazji i zapytać cię o twoje najwcześniejsze wspomnienia z Uriah Heep. Dołączyłeś do zespołu w 1986 roku i od razu wyruszyliście na trasę za Żelazną Kurtynę, w tym po Związku Radzieckim. Jak wspominasz ten czas?
Bernie: Świetnie się bawiłem. Niemniej, byłem dość zdenerwowany, ponieważ grałem wcześniej koncerty w małych klubach. Z grupą Praying Mantis graliśmy może pięć koncertów w ciągu roku i nagle zaliczyłem przeskok do Uriah Heep, czyli zespołu światowej sławy. To zupełnie inna bajka. Porównałbym to do przejścia z Formuły Ford do Formuły 1, czyli skok na głęboką wodę, ale pełen fantastycznych wspomnień. Pamiętam zwłaszcza wyjazd do Rosji, ponieważ Uriah Heep było pierwszym zachodnim rockowym zespołem, który tam zagrał. Wiem, że to samo mówią Scorpions, ale to ich menadżer rozmawiał z naszym gdy już wróciliśmy, aby dowiedzieć się jak nam się to udało. A granie dla ponad stu tysięcy Rosjan na Stadionie Olimpijskim jest czymś absolutnie wyjątkowym. I kilkuset żołnierzy pod bronią dookoła. Nigdy tego nie zapomnę, bo to otworzyło mi oczy jak surowe zasady mogą panować w innych częściach świata. Byłem już w Rosji 22 razy i dotarłem nawet do Pietropawłowska Kamczackiego.
Moje kolejne pytanie dotyczy czasów współczesnych. Ostatnim razem miałem okazję oglądać wasz występ w Krakowie podczas wspólnej trasy z Judas Priest i Saxon. Masz jakieś wspomnienia związane z Polską?
Bernie: Och tak. Całe mnóstwo. Byłem w Polsce wielokrotnie. Uwielbiam takie miasta jak Warszawa, Wrocław, Kraków, ale też wiele mniejszych, które odwiedziłem. Macie piękny kraj, piękne kobiety, pyszne jedzenie i dobre piwo. Polacy są bardzo mili i gościnni, dlatego zawsze miło do was wracać. Macie też bardzo intrygujący język, dlatego tak mi się podoba określenie „kurwa dobre”, którego użyłem na początku (śmiech). Pozwolisz, że opowiem ci pewną historię. Mam dom w południowym Londynie i wiele lat temu chciałem zrobić remont. Dowiedziałem się, że w Anglii najlepszymi fachowcami w sprawach budowlanych są Polacy. Przyjeżdżają i mają bardzo dobrą etykę pracy. Anglicy zachowują się tak, że co godzinę robią sobie przerwę na herbatkę i ciasteczka. Polacy pracują bez przerwy przez osiem godzin. Zapamiętałem też słowa: „Wódka i polskie ogórki” (Bernie wypowiada to bezbłędnie po polsku, red.). Ekipa remontowa, którą zatrudniłem liczyła ośmiu Polaków. Wykonali świetną robotę. Mam dla tych ludzi ogromny szacunek i podziw. Byli z dala od swoich rodzin i ciężko pracowali, aby móc je utrzymać. Polacy to wspaniali i pracowici ludzie.
Bardzo miło to słyszeć. Wracając do tematów muzycznych, w 2023 roku wydaliście ostatni album studyjny o tytule „Chaos and Colour”. Słuchając go, mam wrażenie, że po raz kolejny przenieśliście energię waszych koncertów do nowych piosenek. Czy macie jakąś formułę pracy nad płytami? A może lubicie eksperymentować?
Bernie: Dwa ostatnie albumy były wyprodukowane przez kanadyjskiego producenta, Jaya Rushtona. Wprowadził on sposób nagrywania, który nie był dla nas standardowy. Najpierw nagrywaliśmy perkusję, potem gitarę basową, gitarę rytmiczną, solówki, klawisze i na końcu wokale. I to zajmowało nam trzy lub cztery tygodnie. Jay powiedział, że chce nagrać jedną piosenkę w jeden dzień. I to zadziałało. Praca nad „Chaos and Colour” była bardzo szybka i sprawna. Jedenaście piosenek na tej płycie doskonale oddaje koncertowego ducha Uriah Heep jak słusznie zauważyłeś. To był rygorystyczny sposób, ale dzięki temu nie marnowaliśmy ani czasu ani pieniędzy.
Z mojej perspektywy „Chaos and Colour” brzmi tak jakbyście mieli 25 czy 30 lat. Brian Johnson z AC/DC mówił kiedyś, że w wiekowym muzyku rockowym zawsze tkwi młody duch.
Bernie: Całkowicie się zgadzam. Brian ma sto procent racji.
Który utwór Uriah Heep wywołuje w tobie największe emocje, gdy wykonujesz go na żywo?
Bernie: (chwila zamyślenia) Powiedziałbym, że jest to utwór „July Morning”. Gramy go nieustannie odkąd dołączyłem do zespołu. Ale jest też utwór „Wake The Sleeper” z albumu z 2008 roku o tym samym tytule. Tak samo utwór „What Kind of God”, który porusza wątki Indian Amerykańskich i wodza Siedzącego Byka. Inspiracją była książka, którą czytał Mick (Box, gitarzysta Uriah Heep, red.) o tytule „Bury My Heart and Wounded Knee”. Jest coś bardzo duchowego, co wyczuwam w tej piosence. Nie gramy jej często, ale gdy już to robimy, dostaję gęsiej skórki.
Moje kolejne pytanie dotyczy pewnego rekwizytu, który masz ze sobą na scenie. Mowa o kaburze na pistolet do której wkładasz mikrofon. Skąd ona się wzięła?
Bernie: Ciekawe, że o to pytasz, bo to też wiąże się z moimi początkami w Uriah Heep i pierwszą wizytą w Rosji. Mieliśmy dużą, szeroką na kilkanaście metrów scenę. Podczas gitarowej solówki odszedłem od mikrofonu, aby zaangażować publiczność pod sceną i zachęcić do dalszej zabawy. Chwilę później pomyślałem, że muszę przebiec tę odległość w dwie lub trzy sekundy i znów zacząć śpiewać. Jednak zorientowałem się, że cały czas miałem ze sobą mikrofon, który po prostu wsunąłem do spodni, co nie było wygodne. Wpadłem na pomysł, aby zaopatrzyć się w kaburę na mikrofon, którą zamówiłem w 1988 albo 1989 roku u jednego z najlepszych siodlarzy w Kanadzie. I ta kabura jest ze mną prawie całą karierę. To mój znak rozpoznawczy.
Mówiliśmy na początku o nadchodzącej trasie. Czym będziesz się zajmował, gdy Uriah Heep nie będzie już intensywnie koncertować?
Bernie: Na pewno będę współpracował przy różnych projektach z innymi zespołami. Nie przestanę śpiewać. Jest taki projekt, który łączy muzykę rockową z aranżacjami orkiestrowymi. Nazywa się „Rock Meets Classic”. Brałem w nim już udział kilka razy, Mick również. Dlatego dopóki mój głos będzie brzmiał dobrze, będę aktywnym wokalistą.
Tego ci życzę. Uriah Heep istnieje od ponad pięćdziesięciu pięciu lat. Ty jesteś w zespole prawie czterdzieści. Co oznacza dla ciebie granie w tym zespole? To zawód czy rock n’ rollowa przygoda?
Bernie: Zdecydowanie przygoda. Z Uriah Heep zagrałem już w ponad sześćdziesięciu krajach. Nigdy, nawet w najśmielszych marzeniach nie myślałem, że coś takiego mnie spotka. To wspaniałe doświadczenie. Przytoczyłeś wcześniej wypowiedź Briana Johnsona z AC/DC. To jak bycie Piotrusiem Panem. Nasze życia, jako muzyków rockowych, biegną tak szybko, że wiek za nimi nie nadąża. Wciąż jesteśmy młodzi, zarówno umysłowo, jak i duchowo. Więc dopóki zdrowie pozwoli dać dobry, rockowy koncert, będziemy to robić.
Czy w takim razie rock n’ roll jest receptą na długowieczność?
Bernie: Myślę, że tak. Rock to gatunek, który podtrzymuje młodość jak żaden inny. Jest w nim moc i energia, której nie spotkasz nigdzie indziej.
To tyle z mojej strony, Bernie. Dziękuję za twój czas i powodzenia na trasie!
Bernie: Również dziękuję i pozdrawiam fanów z Polski!
Rozmawiał: Michał Drab