Zespół Tesseract to czołowy gracz współczesnego progresywnego metalu. W 2023 roku Brytyjczycy wydali najnowszy album, „War of Being”, a gitarzysta grupy, James Monteith, opowiedział nam między innymi o nowej płycie, grze komputerowej, marzeniach artystycznych i sztucznej inteligencji.
Pamiętasz swoje początki w zespole Tesseract?
James Monteith: To było we wrześniu 2007 roku, czyli dosyć dawno temu. Przedtem grałem w innym zespole z Amosem (Williamsem, basistą Tesseract przyp. Red). Zagraliśmy koncert z zespołem Feelsilent w którym grał Acle, gitarzysta Tesseract. Później Amos zaczął rozmawiać z muzykami Tesseract i grać z nimi próby. Następnie okazało się, że potrzebują drugiego gitarzysty, więc Amos napisał do mnie czy chciałbym przyjść na próbę i zagrać. Zgodziłem się, nauczyłem jak najwięcej materiału, na próbie przećwiczyliśmy kilka utworów, które moim zdaniem wyszły naprawdę dobrze. Po wszystkim zostałem zapytany czy chcę dołączyć do zespołu i się zgodziłem. To był niezwykle ekscytujący czas dla mnie i bardzo się cieszę, że mogłem dołączyć do zespołu.
W zeszłym roku wydaliście nowy album zatytułowany „War of Being”. Jak wyglądała praca nad tym wydawnictwem?
James: Powstanie tej płyty różni się od tego jak wyglądały prace nad wcześniejszymi albumami. To pokazuje naturalną ewolucję naszego zespołu. Każde wydawnictwo ma swoją własną tożsamość i jest rozwinięciem tego, co było na poprzedniej płycie. Myślę, że „War of Being” to ukłon w stronę cięższego brzmienia Tesseract, które słychać na pierwszej płycie. Z drugiej strony jest na tej płycie duża eksploracja rejonów progresywnego rocka, co wcześniej nie było tak oczywiste w Tesseract. Koncepcja tego albumu została przemyślana o wiele bardziej niż wcześniej i uważam, że to najprawdopodobniej nasz najlepszy album.
Rok wcześniej wydaliście również EP-kę o tytule „Regrowth”, a zyski z niej przekazaliście dla potrzebujących z Ukrainy. Podobno te utwory nie pasowały wam do tego, co tworzyliście w tamtym czasie, więc uznaliście, że warto wykorzystać je w dobrym celu. To prawda?
James: Tak, zgadza się. Przez ostatnie lata świat całkowicie oszalał. Wydarzyło się wiele tragedii i okropnych sytuacji społeczno-politycznych. Inwazja na Ukrainę i cierpienie ludzi tam mieszkających dalej są dla nas wielkim szokiem. Mamy na Ukrainie wielu przyjaciół, jak chociażby zespół Jinjer. Rozmawialiśmy z nimi i innymi naszymi znajomymi z tamtych stron. Wtedy poczuliśmy, że zrobimy coś, co choćby w małym stopniu pomoże w tej strasznej sytuacji. I tak narodził się pomysł wydania tej EP-ki, z której zyski przekazaliśmy dla ludzi z Ukrainy.
Płyta „War of Being” jest również powiązana z grą o tym samym tytule. Kto był inicjatorem tego przedsięwzięcia?
James: To przede wszystkim pomysł i projekt Dana (Tompkinsa, wokalisty Tesseract przyp. Red). Całość powstała dosyć organicznie. W czasach pandemii Covid, gdy nie koncertowaliśmy Dan streamował bardzo dużo na swoim kanale, nie tylko gier, ale również muzyki. Stworzył bardzo szeroką sieć kontaktów z ludźmi z branży gamingowej. Gdy Amos rozwijał co raz szerszą koncepcję nowej płyty, Dan wpadł na pomysł, że można do niej dołączyć grę i zaczął rozmawiać na ten temat ze swoimi przyjaciółmi, którzy mogliby się tym zająć. Nagle stało się to możliwe, a Dan popłynął na tej fali i została stworzona wersja wczesnego dostępu, gdzie otrzymuje się pięć poziomów rozgrywki, co w wersji demo wygląda bardzo obiecująco. Niestety, nie jestem w stanie powiedzieć kiedy gra ukaże się w pełnej wersji, ponieważ cały czas trwają nad nią prace, ale jestem przekonany, że premiera nastąpi w ciągu najbliższych kilku lat.
Masz swój ulubiony utwór z płyty „War of Being”?
James: To trudne pytanie. Wszystko zależy od mojego nastroju. Chyba najbardziej lubię wracać do utworu tytułowego, który jest świetną piosenką do grania na żywo.
Moje kolejne pytanie również dotyczy tej piosenki. Była ona pierwszym singlem i jest jednocześnie najdłuższym utworem na płycie. W dzisiejszych czasach ludziom co raz ciężej jest skupić się na czymkolwiek, co trwa dłużej niż kilkanaście sekund. Czy uważasz, że to również wpływa na odbiór muzyki?
James: Zdecydowanie tak. Wiele zespołów podchodzi do tworzenia muzyki w ten sposób, że robią to pod konkretne algorytmy i pozycjonowanie swojej twórczości w serwisach streamingowych jak Spotify. W zespole Tesseract nigdy o to nie chodziło. Zawsze byliśmy zespołem, który chciał tworzyć rozległe, progresywne utwory. Na albumach „Sonder” i „Polaris” utwory mają bardziej piosenkowy charakter, ale to też jest w porządku. Na „War of Being” chcieliśmy zrobić coś, co będzie powrotem do naszych wczesnych, bardzo progresywnych czasów. Po pięciu latach przerwy daliśmy fanom naprawdę solidny kawałek muzyki. Nie jesteśmy po to, aby wpasowywać się pod algorytmy za wszelką cenę.
Co jest dla ciebie najważniejsze jako dla artysty i kompozytora, gdy tworzysz muzykę?
James: Przede wszystkim ostateczna wersja musi być zadowalająca. Zarówno ja, jak i cały zespół musimy czuć, że to, co robimy jest naprawdę wyjątkowe i ekscytujące. Nie możemy w kółko powtarzać tych samych patentów dla samej zasady.
Wiele zespołów w dzisiejszych czasach używa brzmienia cyfrowego podczas koncertów na żywo. Domyślam się, że w Tesseract również wykorzystujecie nowoczesne rozwiązania brzmieniowe?
James: W Tesseract używamy w tej chwili modeli Quad Cortex z firmy Neural DSP. Uwielbiamy ten sprzęt, ponieważ spełnia wszelkie nasze oczekiwania. Oczywiście jestem też wielkim fanem wzmacniaczy lampowych takich jak Marshall czy EVH. Cyfrowe rozwiązania są bardzo wygodne i intuicyjne w obsłudze, a sprzęt analogowy zajmuje sporo miejsca, jest bardzo ciężki i często nieporęczny. Dlatego postawiliśmy na brzmienie cyfrowe.
Jak przygotowujecie się w Tesseract do tras koncertowych? Jak układacie setlistę i dbacie o wszystkie detale waszego występu?
James: Jeśli chodzi o listę utworów, to zazwyczaj dużo rozmawiamy na temat jaki chcemy stworzyć klimat na koncercie. Zależy nam, aby był to występ pełen energii, bardzo rockowy. W sprawie produkcji naszych koncertów, to mógłbym tu jeszcze wymieniać cały sztab ludzi, którzy dbają o to, aby nasze występy były imponujące wizualnie i muzycznie. Chcemy dać ludziom, którzy przychodzą na nasze koncerty coś więcej niż pięciu facetów z instrumentami na scenie.
Czy jest coś, co może Cię wyprowadzić z równowagi podczas koncertu?
James: Zazwyczaj są to typowe awarie techniczne i ogólnie rzecz biorąc problemy ze sprzętem. Na szczęście zdarza się to bardzo rzadko, ponieważ zarówno ja, jak i nasi techniczni są w stanie szybko zdiagnozować problem. Ale tak, awaria sprzętu budzi we mnie największy strach.
Ostatnio graliście w Polsce w 2019 roku na festiwalu Prog in Park w Warszawie u boku Dream Theater i Opeth. Jak wspominasz to wydarzenie?
James: Jeśli mam być szczery, to nie pamiętam za bardzo naszego występu, ale pamiętam jak oglądałem inne zespoły i całokształt tej imprezy bardzo mi się podobał. Szczególnie Opeth zrobił na mnie ogromne wrażenie. To był festiwal na świeżym powietrzu, a w przyszłym roku zagramy tam ponownie, w klubie Progresja.
Gdybyś miał polecić komuś, kto nie zna jeszcze twórczości Tesseract jedną płytę na początek, którą byś wybrał?
James: Myślę, że taka osoba powinna zacząć od najnowszego albumu, a następnie cofnąć się do poprzednich. Uważam, że „War of Being” to najbardziej reprezentatywna płyta i pokazuje zespół w najlepszej możliwej formie i z niej jesteśmy teraz najbardziej dumni. Ale oczywiście każda wcześniejsza pokazuje naszą ewolucję, więc najlepiej zacząć od najnowszej i sięgać do poprzednich wydawnictw.
Od lat gracie z Tesseract z największymi zespołami na całym świecie. Czy masz jeszcze marzenie, aby stanąć na tych samych deskach z jakimś szczególnym artystą?
James: Przy takim pytaniu mógłbym wymienić bardzo wielu artystów z którymi chętnie zagrałbym wspólną trasę czy wystąpił na jednej scenie. Naszym marzeniem przede wszystkim jest grać z zespołami, które nam się podobają, niezależnie od gatunku. Tego się trzymamy. Jeśli jednak miałbym wymienić teraz jeden taki zespół z którym występ byłby dla mnie spełnieniem marzeń, to jest to Tool. Nie sądzę jednak, aby ich koncerty wymagały jakiegokolwiek supportu, ponieważ robią tak spektakularne show, że nie potrzebują innych zespołów towarzyszące. Natomiast bardzo chętnie zagrałbym ponownie z zespołami z którymi dzieliliśmy już scenę jak Animals As Leaders, Periphery, Monuments czy After The Burial. Wszyscy zaczynaliśmy grać w podobnym czasie, więc dobrze byłoby spotkać się ponownie na trasie.
Dużo się ostatnio mówi o rosnącym wpływie Sztucznej Inteligencji na muzykę. Obawiasz się konsekwencji rozwoju nowych technologii?
James: Nie sądzę, żeby AI wpłynęło znacząco na muzykę, ponieważ tworzą ją ludzie, którzy się z nią utożsamiają. Zespoły dobrze sobie radzą, bardzo angażują swoich fanów przez różne akcje, nie tylko koncerty. Dzięki temu tworzy się jedyna w swoim rodzaju więź między artystą i odbiorcą, której AI nigdy nie będzie w stanie przeskoczyć. Muzyka tworzona za pomocą nowych technologii może być dobra jako muzyka tła, np. do słuchania w lobby hotelowym czy windzie. Absolutnie nie martwię się o jej wpływ na muzykę tworzoną przez ludzi.