Kończy się kolejny rok. Jakie płyty okazały się najlepsze w 2022? Sprawdźcie nasze zestawienie najlepszych albumów ostatnich dwunastu miesięcy!
Korn – „Requiem”
Data premiery: 4 lutego 2022
„Są koncertowe jumpery i porywające harmonie. Jest szaleństwo, ciemność i paranoja. Nie ma spiny. Nowy album piątki z Bakersfield nie daje powodów do rozczarowań, a to bardzo dużo jak na kolesi w okolicach 50-tki” – w recenzji „Requiem” pisał Sławek. Czasem wiek to po prostu liczba i tak też jest z Kornem. Po blisko trzech dekadach na scenie nu-metalowa gwiazda pod wodzą Jonathana Davisa wciąż daje radę. Korn nie rozmienia się na drobne, a kolejne płyty wydawane przez zespół są czymś więcej niż wtórnym produktem dla fanów tęskniących za słusznie minionymi czasami świetności kiczowatego nu-metalu. Korn starzeje się lepiej niż większość kapel należących do nurtu, który lata temu współtworzył. „Requiem” jest tego najlepszym dowodem.
Zeal & Ardor – „Zeal & Ardor”
Data premiery: 11 lutego 2022
Debiutując w 2016 r., Zeal & Ardor został okrzyknięty objawieniem. W muzyce projektu Michaela Gagneaux ekstremalny metal funkcjonuje na równych prawach z afroamerykańskimi brzmieniami z pogranicza bluesa, soulu i gospel. Powiedzieć o jego twórczości, że jest eklektyczna, to nie powiedzieć nic. Gagneaux od początku podkreśla, że jego celem jest przełamywanie barier i trzeba mu przyznać, że jest w tym piekielnie konsekwentny. Początek mijającego roku przyniósł kolejny, trzeci już longplay zespołu „Zeal & Ardor”. Nie bez powodu jest to album imienny. „Doszliśmy do miejsca, w którym wyobrażałem sobie, że ten projekt właśnie tak powinien brzmieć” – komentuje Gagneaux. Wściekły tak w formie, jak w treści. Świetnie brzmiący i nieoczywisty. „Zeal & Ardor” to naszym zdaniem mocny pretendent do miana płyty roku.
Bloodywood – „Rakshak”
Data premiery: 18 lutego 2022
Muzykę metalcore/deathcore gra się pod każdą szerokością geograficzną. Ale z taką „egzotyką” nie spotkałem się nigdy wcześniej. Indyjski zespół Bloodywood zadebiutował w tym roku bardzo bogatą płytą na której klasyczne elementy metalcore/deathcore mieszają się z brzmieniami rodem z hinduskiego folku. Młodzi muzycy na swoim debiucie są niezwykle szczerzy i szaleni uderzając niczym zawodowy bokser w niesprawiedliwości polityczno/gospodarcze jakie toczą ich kraj. Do nisko strojonych, siedmiostrunowych gitar i ludowych wstawek dorzucają również ciężką elektronikę i to, co chyba urzekło mnie najbardziej – dwujęzyczność. Jeden wokalista śpiewa w języku ojczystym, drugi w angielskim. Tworzy to prawdziwą mieszankę wybuchową i jest dla mnie jednym z odkryć tego roku.
Ghost – „Impera”
Data premiery: 11 marca 2022
W 2020 r. Ghost nieoczekiwanie pokazał na jednym z koncertów „nowego” Papa Emeritusa. Wówczas byliśmy pewni, że premiera kolejnej płyty szwedzkiej gwiazdy jest tuż za rogiem, ale koniec końców Ghost potrzebował trochę więcej czasu. Ostatecznie wyczekiwany album pojawił się wiosną tego roku. „Impera” okazałą się bardzo aktualnym wydawnictwem. Katastroficzny nastrój płyty, której tematem przewodnim jest proces narodzin i nieuchronnych upadków imperiów, aż za dobrze wpisał się w to, co możemy poczuć, widząc bieg zdarzeń na świecie. Nie ma końca historii, a na pewno jeszcze nie teraz. Tobias Forge nagrał o tym cały album, zanim to było modne.
Absent in Body – „Plague God”
Data premiery: 25 marca 2022
Tak ciężkiego materiału w takiej kolaboracji muzyków nie spodziewał się chyba nikt. Członkowie grupy Amenra połączyli siły wraz ze Scottem Kelly z Neurosis oraz Iggorem Cavalera z Cavalera Conspiracy. Z tej synergii wyszedł album tak ciężki i majestatyczny, że już pierwsze dźwięki przyprawiają o szok. Atmosfera na „Plague God” jest tak ciężka, że można ją kroić nożem a riffy, wolno sunąca perkusja i wokal potęgują atmosferę osaczenia i zamknięcia. Absent in Body na pięciu utworach zmieściło tyle klimatu i mroku, ile niektóre zespoły nie są w stanie zrobić na dwóch, trzech płytach. To płyta piękna i niebezpieczna zarazem. Bardzo mocny sludge/doom metal przecinany dark ambientowymi wstawkami i sączący się niczym magma po stoku wulkanu. Absolutny top tego roku.
Meshuggah – „Immutable”
Data premiery: 31 marca 2022
Meshuggah to zespół, którego nie trzeba przedstawiać. Pięciu muzyków ze Szwecji którzy konsekwentnie od ponad trzydziestu lat wyrąbują sobie drogę tworząc absolutnie unikatową muzykę. Od zawsze Meshuggah było dla mnie zespołem gdzie pozornie każdy z muzyków gra w innym metrum a i tak spotykają się na „raz” i tym, który z aptekarską pieczołowitością przygotowuje swoje albumy. Tym razem nie jest inaczej. Immutable to podróż przez nieznane światy gdzie na każdym kroku czujemy na sobie wzrok otchłani. To ciężka mantra, która wydaje nigdy się nie kończyć. Tak jak w nazwie albumów Meshuggah pozostaje niezmienne i dostarcza słuchaczowi to, czego oczekuje – moc.
Red Hot Chili Peppers – „Unlimited Love”
Data premiery: 1 kwietnia 2022
„Unlimited Love” nie jest najlepszym albumem Red Hot Chili Peppers. Nie ma funkowo-rockowego nerwu „Mothers Milk”, świeżości „Blood Sugar Sex Magic”, nie jest też tak przebojowy, jak „One Hot Minute” czy „Californication”. A jednak słuchając „Unlimited Love”, trudno oprzeć się wrażeniu, że ten krążek to Red Hot Chili Peppers w pigułce. Z wracającym do zespołu po latach Johnem Frusciange w składzie zespół znów ma to coś, co tracił za każdym razem, gdy angażował innych gitarzystów, nawet tak utalentowanych, jak Josh Klinghoffer. Na „Unlimited Love” brakuje wam pikanterii? Jeśli tak – „Return of the Dream Canteen”, czyli drugi album, który Red Hot Chili Peppers wydali w tym roku, powinien spodobać wam się jeszcze bardziej!
The Troops of Doom – „Antichrist Reborn”
Data premiery: 15 kwietnia 2022
Brazylia to nie tylko Sepultura i Krisiun. W mijającym roku światło dzienne ujrzał pierwszy duży album zespołu The Troops of Doom. Nazwa kojarzy się z Sepulturą? Słusznie. Bo panowie tworzący ten zespół współtworzyli Sepulturę z braćmi Cavalera na samym początku. Można by rzec, że jest to zespół „oldbojów”. Ale ci „oldboje” dostarczają tak pyszny thrash/death metal, że nie mam pytań. Nad Antichrist Reborn unosi się duch starej Sepy i słychać, że panowie po pięćdziesiątce potrafią przyłoić w metal lepiej niż niejeden zespół stworzony przez dwudziestoparolatków. Debiut The Troops of Doom to prawdziwy ogień i elementarz dla młodych jak powinno się łoić.
Rammstein – „Zeit”
Data premiery: 29 kwietnia 2022
Członkowie Rammstein sugerowali, że wydany w 2019 r. album „Rammstein” może być ich ostatnim wydawnictwem. Do tego rodzaju zapowiedzi zawsze trzeba jednak podchodzić z rezerwą. Gdy wybuchła pandemia koronawirusa, obóz Rammstein zamknął się we francuskim studiu La Fabrique. To mogło oznaczać jedno. Po trzech latach od wydania ostatniej płyty Rammstein zaprezentował pełnowymiarowy album „Zeit”. Już pierwszy singiel zwiastował, że Niemcy nie poszli na skróty. Zaprezentowany w marcu singiel „Zeit” pokazał, że Till Lindemann & Co. nie zamierzają tworzyć jednowymiarowych singli skrojonych na miarę radiowych ramówek. „Zeit” to dojrzałe oblicze popularnego zespołu, który choć coraz starszy, wciąż potrafi tworzyć epickie utwory ze stadionowym potencjałem, solidnym ciężarem i ogniem. Album kończy piosenka „Adieu”. My jednak nie chcemy jeszcze żegnać herosów Neue Deutsche Härte.
Decapitated – „Cancer Culture”
Data premiery: 27 maja 2022
Decapitated od lat ścinają głowy riffami, które rozsławiają polski death metal na świecie, gdzie kapela z Krosna cieszy się zasłużonym statusem gwiazdy gatunku. „Cancer Culture” to kolejne po „Anticult” mocne, świadome wydawnictwo Decapitated. Momentami zaskakująco przebojowe, jak w nagranym z Tatianą z kapeli Jinjer singlu „Hello Death”. Ale „Cancer Culture” to przede wszystkim mięso. Smakowity kąsek dla koneserów surowego, pełnokrwistego metalu, nawet tych najbardziej wybrednych.
Bleed From Within – „Shrine”
Data premiery: 3 czerwca 2022
Zespół Bleed From Within to muzyka która łączy w sobie dwie rzeczy – tradycję muzyki core i ogromną nowatorskość. Na najnowszej płycie Shrine otrzymujemy wysokooktanową muzykę z mocną dawką groove i breakdownów. Nie ma tu przegadanych motywów i próby „zagadania” słuchacza. Każdy utwór przyciąga uwagę i ładuje słuchacza energią szybciej niż jakikolwiek akumulator. To moim zdaniem świetna muzyka motywująca. Moja rada – wkręcisz się w najnowszy album Bleed From Within – jesteś zwycięzcą!
Black River – „Generation aXe”
Data premiery: 24 czerwca 2022
Mówi się, że muzyka to nie wyścigi, ale czasem bywa tak, że zespół na nowym albumie zagra tak szybko i rasowo jak Slayer i Motorhead razem wzięte. Tego dokonała polska supergrupa Black River dostarczając zapowiadany od dwóch lat materiał zatytułowany Generation aXe. 11 utworów i niespełna 22 minuty muzyki. To jeden z najintensywniejszych materiałów jaki miałem okazję przesłuchać w tym roku. Jest szybko, nawet bardzo szybko, ale rock n’ rollowa maniera do jakiej przyzwyczaił nas zespół absolutnie się nie wytraca. Jest to również album z przesłaniem – pomimo szybkości zachęca do tego aby w tym pędzącym na złamanie karku świecie móc się zatrzymać i uwolnić od wszystkiego co nas przytłacza. Generation aXe to bomba z bardzo krótkim zapalnikiem która powinna wybuchnąć u każdego fana ciężkiego grania.
Machine Head – „Of Kingdom and Crown”
Data premiery: 26 sierpnia 2022
„Rob Flynn zrobił to, co każdy artysta zrobić powinien: znalazł ujście dla trudnych emocji, które kumulowały się w nim przez ostatnie kilka lat. (…) Machine Head wrócili na dobre. I są w bardzo dobrej formie” – zauważył Michał w recenzji „Of Kingdom and Crown”. Rob Flynn wiedział, co robi, angażując do Machine Head Vogga z Decapitated. „Of Kingdon and Crown” otwiera nowy rozdział w karierze grupy.
Megadeth – „The Sick, The Dying… and the Dead”
Data premiery: 2 września 2022
Członkowie Megadeth potrzebowali czasu, by skończyć ten album. Walka z rakiem Dave’a Mustaine’a, skandal z basistą Davidem Ellefsonem – w obozie zespołu działo się dużo, ale to już przeszłość. Megadeth ma za sobą premierę płyty, która daje zespołowi kolejną szansę na statuetkę Grammy. Nawet jeśli Dave Mustaine nie będzie mógł postawić na półce kolejnego muzycznego Oscara, i tak może czuć się spełniony. W trudnych dla siebie okolicznościach nagrał doskonały album, o którym szerzej w recenzji opublikowanej na naszych łamach tuż po premierze pisał Michał. Co ciekawe, Dave Mustaine już mówi o kolejnym wydawnictwie. Jak stwierdził, zostało mu w szufladzie kilka riffów. Może bywa zrzędliwym egoistą, ale jednego nie można mu odmówić. Jest nie do zatrzymania, co w tym roku udowodnił po raz kolejny.
The HU – „Rumble of Thunder”
Data premiery: 2 września 2022
Tej mongolskiej grupy nie trzeba chyba nikomu przedstawiać. Zespół odniósł ogólnoświatowy sukces i po trzech latach od debiutu zaprezentował drugi, pełnoprawny album. Chcemy wsiąść na koń i pognać w mongolskie stepy? Załatwione. Chcemy wędrować przez pustynię Gobi? Jasna sprawa? Chcemy dotknąć mitologii dzikiej Azji? W porządku. Chcemy ucztować z wojownikami i razem z nimi przygotowywać się do bitwy? Jasne! Wszystko to i jeszcze więcej jest na albumie Rumble of Thunder. Twórczość The HU to nie tylko muzyka. To ponadzmysłowe piękno którego współczesny świat bardzo potrzebuje. Album totalny.
Ozzy Osbourne – „Patient Number 9”
Data premiery: 9 września 2022
Istnieją badania, które dowodzą, że Ozzy to mutant. Mamy ograniczone zaufanie do tzw. „amerykańskich naukowców”, ale Ozzy rzeczywiście wydaje się fenomenem. Jest grubo po siedemdziesiątce i zmaga się z chorobą Parkinsona, a mimo to muzycznie ewidentnie przeżywa drugą młodość. „Patient Number 9” to drugi album Ozzy’ego na przestrzeni ostatnich dwóch lat. Na pewno nie zmieni porządku świata, ale to zaskakująco świeży, dobry materiał. W nagraniu płyty Ozzy’emu pomogli Robert Trujillo z Metalliki, Duff McKagan z Guns N’ Roses, Chad Smith z Red Hot Chili Peppers, a także Zakk Wylde, wielki nieobecny na ostatnim albumie wokalisty. Ozzy świetnie dobrał sobie współpracowników. Don Corleone muzyki metalowej wciąż trzyma scenę w garści. „Patient Number 9” nie bez powodu rządzi w tym zestawieniu.
Parkway Drive – „Darker Still”
Data premiery: 9 września 2022
„Darker Still” nie jest najlepszym albumem Parkway Drive, daleko mu też do miana płyty roku. Zanim jeszcze zdążyli go zapowiedzieć, członkowie Parkway Drive wprost poinformowali fanów o wypaleniu. „Zaczęliśmy jako dzieciaki i nigdy nie patrzyliśmy wstecz. To była szalona podróż, ale przez te wszystkie lata bezlitosna natura bycia w tym zespole dała nam bardzo mało czasu, by zastanowić się, kim jesteśmy jako ludzie, kim chcemy być i jaki jest tego koszt dla na nas i naszych bliskich. Zawsze było sto procent zaangażowania albo nic. Czujemy, że jakiś limit został osiągnięty i nie chcemy tego spieprzyć” – w kwietniu tłumaczyła australijska kapela, nieoczekiwanie odwołując część zaplanowanych koncertów. Parkway Drive obiecali jednak fanom jeszcze jeden album. „Darker Still” niestety potwierdza, że pewna formuła się wyczerpała. Energiczne, przebojowe numery ze stadionowym zacięciem okazały się ślepą uliczką. Świadomi tego Australijczycy próbowali ratować się różnymi eksperymentami. Nagrali nawet balladę „Darker Still” trochę przypominającą „Nothing Else Matters” Metalliki, ale ta niestety pokazała, że Winston McCall powinien pozostać przy growlu. Co zatem „Darker Still” robi w tym zestawieniu? Cóż, ten krążek to świadectwo zespołu, który walczy ze swoimi demonami. Zawarty w nim pierwiastek mroku zdradza jakąś niewypowiedzianą prawdę, dając nadzieję na powrót jednego z naszych ulubionych zespołów w lepszej formie w lepszych czasach.
Behemoth – „Opvs Contra Natvram”
Data premiery: 16 września 2022
O Behemoth i Nergalu można mówić wszystko. Ale jedno trzeba im oddać. Jak przygotowują nowe wydawnictwo to na pełnej. Dwunasty album w karierze najbardziej znanego polskiego zespołu w historii muzyki to doświadczenie na które warto czekać. Nawet jeśli po przesłuchanie album spotka się z totalnym hejtem odbiorcy to nie można obok niego przejść obojętnie. Nowe elementy i eksperymenty jakie wprowadził zespół na tej płycie pokazują, że Behemoth już dawno wyszedł z metalowej strefy komfortu a ich pozycja zapewnia, że mogą w tej chwili zrobić ze swoją twórczością dosłownie wszystko. Nowy album oferuje nam paletę smaków i wachlarz interpretacji i jest czymś więcej niż tylko płytą z piosenkami. A czym jest? O tym przekonajcie się sami słuchając.
IAMONE – „Into the Sea Full of Tears”
Data premiery: 7 października 2022
IAMONE do tej pory dobrze się zapowiadali. Po wydaniu „Into the Sea Full of Tears” przestali się już dobrze zapowiadać, stając się jednym z najlepiej brzmiących reprezentantów nowoczesnego metalcore’u/djentu na krajowym podwórku. „Into the Sea Full of Tears” to kolejne podejście ekipy IAMONE do przełożenia na muzykę estetyki cyberpunkowej. W porównaniu do poprzednich wydawnictw bardziej udane, dopracowane i dojrzałe. To jak muzyczny odpowiednik „Neuromancera”, album wciągający do samego końca. Jego odsłuchanie wymaga wyjścia poza system na niespełna 45 minut. Niby niewiele, ale zapewniamy was, że to epickie 45 minut naszpikowane efektami specjalnymi niczym pierwszy „Matrix” z 1999 r. Tak, breakdowny też są. IAMONE zhakowali nurt w muzyce, którego w naszym kraju wciąż są awangardą. Szanujemy to.
Alter Bridge – „Pawns & Kings”
Data premiery: 14 października 2022
Myles Kennedy z kolegami tym razem zaoferowali nam chyba najcięższy i najbardziej pompatyczny album w swojej karierze. Ten kolektyw nie zawiódł mnie chyba jeszcze nigdy i jest coś za co ich szczególnie podziwiam. Alter Bridge to Benjamin Button muzyki metalowej. Panowie są już od lat dorosłymi mężczyznami a brzmią tak entuzjastycznie jakby ledwo co skończyli dwadzieścia kilka lat. Tę energię wyraźnie czuć na nowym albumie. Miesza się ona oczywiście ze zbieraną przez lata dojrzałością artystyczną, ale Myles Kennedy naprawdę się nie starzeje a jego głos jest jednym z najbardziej charakterystycznych jakie kiedykolwiek słyszałem. Do tego do spółki z Markiem Tremontim, czyli absolutnym wirtuozem gitary XXI wieku ciosają takie riffy, że aż wióry lecą. Pawns & Kings to album który dostarcza naprawdę konkretnych wrażeń i warto się w niego zanurzyć na bardzo długą chwilę. Nie pożałujecie.
Polyphia – „Remember That You Will Die”
Data premiery: 28 października 2022
Czy da się z muzyki gitarowej zrobić produkt najwyższej jakości bez przegadanej gitarowej treści za to z mnóstwem zmiennych i ciekawych smaczków? Oczywiście, że tak. Tim Henson i jego koledzy z zespołu Polyphia udowodnili, że….nie muszą nic nikomu udowadniać. Nagrali płytę która pokazuje język i czasem nawet środkowy palec wszystkim twardogłowym gitarzystom dla których gitara to pierwszy instrument ciężkiej muzyki. Nie mówię tutaj już o wirtuozerii, polirytmii i progresji co jest dla Polyphii znakiem rozpoznawczym. Tutaj flirty i romanse z beatami, dęciakami, jazzowymi smaczkami są tak wspaniałe, że gęba sama się cieszy. Ciężar aranżacyjny jest wyważony z aptekarską precyzją. Dla mnie płyta Remember That You Will Die to coś o tak szerokim spektrum jak porównanie ze sobą muzyki lecącej podczas robienia zakupów w supermarkecie i koncertu orkiestry symfonicznej. Może być równie ignorowana co absorbująca. I to jest w niej piękne. Jeden z najlepszych albumów tego roku.
The Sixpounder – „Can We Fix The World?”
Data premiery: 3 listopada 2022
Trudno pisać o dokonaniach osób, które się zna. Nigdy nie ukrywaliśmy tego, że z The Sixpounder łączy nas bliska relacja. Z bliska widzieliśmy proces powstawania „Can We Fix The World?”, a raczej dojrzewania muzyków The Sixpounder do wydania płyty w jej finalnej formie. Pierwotnie miał być to mroczny, kontestujący rzeczywistość album wydany pod nazwą „Killer King”. Co zatem poszło nie tak? Jak mówią sami zainteresowani, to oni się zmienili. Bo zmieniamy się każdego dnia, a najważniejsze to być szczerym w stosunku do samego siebie. I tak też The Sixpounder postanowili wydać album na własnych zasadach – bez wsparcia wytwórni, niezależnie, dając fanom jakość, jaka stała się dziś towarem deficytowym. „Can We Fix The World?” brzmi niemal stadionowo. Nie przypominamy sobie polskiej płyty, która to brzmiałaby tak nowocześnie, z takim rozmachem i tak dopracowaną produkcją. Przypominający najlepsze czasy Parkway Drive numer „We Are No More” z kapitalną solówką Piotra Lewandowskiego, napisane dawno temu na „Killer King” kawałki „Monsters”, „Butchers” czy „Life Is Killing Me”, wreszcie „Burn Like Sun”, czyli utwór pokazujący mniej znane oblicze frontmana Nocnego Kochanka – członkowie The Sixpounder rozbili bank i nie mamy wątpliwości, że „Can We Fix The World?” to ich najlepszy album. Szkoda, że kończą działalność, ale szanujemy to, a jeszcze bardziej szanujemy sposób, w jaki żegnają się ze sceną, bo nie każdy zespół robi to z taką klasą, zostawiając po sobie tak dobry materiał.
Zestawienie przygotowali: Michał Drab/Piotr Garbowski