Ucieszą się fani rasowego rocka rodem z południa Stanów Zjednoczonych. Na Pol’and’Rock Festival 2019 wystąpi formacja Black Stone Cherry. Festiwal odbędzie się w dniach 1-3 sierpnia.
Członkowie pochodzącego z Edmonton w stanie Kentucky kwartetu Black Stone Cherry wychowali się na muzyce tworzonej przez ojców gatunku takich jak: Creamm, Led Zeppelin, Muddy Waters, czy Faces. W swoim najświeższym wydawnictwie zatytułowanym „Family Tree”, kapela Black Stone Cherry składa hołd klasycznemu rock’n’rolowemu graniu z lat 70-tych ubiegłego wieku. „Family Tree” to potężny wehikuł dla drapieżnego rock’n’rolla rodem z samego południa Stanów Zjednoczonych.
„Udało nam się złapać pana Boga za nogi!” mówi z uśmiechem gitarzysta Ben Wells. „Dotarliśmy do nieodkrytych jak dotąd pokładów naszej kreatywności, udało nam się rozpalić ogień, jakiego wcześniej nie znaliśmy.” Perkusista John Fred Young dodaje: „Ta płyta prezentuje nasze muzyczne inspiracje i w jaki sposób łączymy je, by stworzyć coś wyjątkowego – to nasze autorskie podejście do rockowego brzmienia rodem z południa Stanów Zjednoczonych.”
Od 17 lat Black Stone Cherry prezentuje bezlitosną odmianę muzyki „southern rock” – gatunku muzyki rockowej wywodzącego się z południowych stanów USA, który łączy ze sobą elementy muzyki rockowej, bluesowej i country. Kapela wnosi do tego tradycyjnego i umiłowanego w USA gatunku młodzieńczą witalność i mnóstwo muzycznej świeżości i nowości. Na koncie Black Stone Cherry znajduje się pięć doskonale przyjętych przez krytyków albumów i jedna bardzo ciepło przyjęta EPka z muzyką bluesową. Kapela wystąpiła na wyprzedanych koncertach dla publiczności liczącej 12 000 widzów, wspięła się na szczyty list przebojów w Wielkiej Brytanii i występowała na tych samych scenach co zespoły takie jak Def Leppard, Lynyrd Skynyrd, Bad Company, Mötorhead, czy ZZ Top.
Zespół Black Stone Cherry powstał w 2011 roku w mieście Edmonton w stanie Kentucky. Ostateczny skład kapeli stworzyli Chris Robertson (wokal, gitara), Ben Wells (gitara, wokal), John Lawhon (gitara basowa, wokal) i John Fred Young (perkusja). Z racji tego, że ojciec perkusisty, Richard, i jego wujek, Fred, są członkami legendarnej kapeli The Kentucky Headhunters, która mistrzowsko łączy tradycyjną muzykę amerykańskiego południa z rockiem, nastolatkowie, którzy mieli stworzyć w przyszłości Black Stone Cherry, rozwijali swoje umiejętności w domowym studio mieszczącym się w zabytkowym budynku z lat 40-tych.
„Dorastaliśmy otoczeni plakatami Creamm, Led Zeppelin, Uriah Heep, Stonesów, Montrose i the Faces w sali prób należącej do Kentucky Headhunters. Byliśmy jak dzieciaki, które ktoś zabrał w podróż w czasie.” wspomina perkusista kapeli, John Fred Young.
Kontynuując tradycję, zespół wyprodukował najnowszą płytę samodzielnie w należącym do Davida Barricka studio Barrick Recording, w którym powstały też poprzednie płyty Black Stone Cherry. Muzycy postanowili też nie przesadzić z ilością prób poprzedzających nagranie płyty, stawiając na spontaniczność i bezpośredniość kawałków nagranych „z marszu”.
„Tym razem bardzo wiele się śmialiśmy. Czuliśmy się swobodnie i bardzo wygodnie, bo sami wyprodukowaliśmy już kilka poprzednich płyt. Pozwoliło się to nam zagłębić głęboko w mechanizmy rządzące muzyką.” mówi basista John Lawhon. Za mix albumu odpowiadał inny członek zespołu, gitarzysta i wokalista, Chris Robertson. Takie rzemieślnicze podejście do tworzenia muzyki doskonale wpisuje się w klimat, w którym powstała ta płyta – luźne jam sessions często kończyły się znalezieniem wizjonerskich rozwiązań i pomysłów na piosenki.
Płyta „Family Tree” to tradycyjnie już dla Black Stone Cherry szczęśliwa 13-ka piosenek, na które składają się utwory napisane przez każdego z członków kapeli. „Family Tree” to płyta nowoczesna i przepełniona treściwym, mocnym blues-rockiem. Na płycie nie brakuje dźwiękowych niespodzianek takich jak dynamiczne sekcje dęte, rytmiczne klawisze, organy charakterystyczne dla muzyki gospel, nastrojowe akordy syntezatorów i elementy funkowe, czy dźwięki wywodzące się z tradycyjnego grania country.
Nagranie tytułowe łączy ze sobą zadziorne, bluesowe riffy i prezentuje muzyków z Black Stone Cherry w najlepszej kreatywnej formie. Artyści grają jakby łączyła ich telepatyczna więź, pokazując to jak bardzo dorośli i udoskonalili swoje umiejętności nie tracąc przy tym nic ze swego oryginalnego, hardrockowego podejścia do grania rodem z południa USA. „Family Tree” jest też wydawnictwem pełnym muzycznych niespodzianek takich jak kawałek „Carry Me On Down The Road”, który jest niczym innym niż doskonałym przykładem klasycznego amerykańskiego rocka – kawałek równie dobrze mógłby lecieć w radio zamontowanym w kultowym Chevy El Camino z 1972 roku. Z kolei „James Brown”, oferuje słuchaczom dobry kawał wibrującego funka rodem z bagien Luizjany – w komplecie z jęczącymi strunami gitar i wokalami chórzystek gospel. Z drugiej strony mamy „Bad Habit”, który ocieka zmysłowością za sprawą groove-rockowych dźwięków i dostarcza słuchaczom typowego dla Black Stone Cherry chwytliwego, a jednocześnie ciężkiego brzmienia.
Jednym z centralnych punktów na płycie jest nagranie „My Last Breath”, które łączy rustykalne i eleganckie brzmienie z przejmującym tekstem o nierozerwalnych więzach rodzinnych. Zniewalające męskie i kobiecie wokale przyprawiają słuchaczy o gęsią skórkę. Słuchając tego numeru trudno oprzeć się wrażeniu, że muzyka niesie w sobie światło i łatwo jest uwierzyć w to, że wszystko, co złe skończy się dobrze.
Dwóch wyjątkowych gości sprawia, że „Family Tree” to nagranie wyjątkowe. Pierwszym takim gościem na płycie jest 5-cio letni synek Chrisa, którego głos można usłyszeć w chórku do mocnej, ale jednocześnie niezwykle rytmicznej piosenki „You Got The Blues”. Swojego talentu wokalnego i gitarowego płycie użyczył też człowiek-legenda jam bandów, czyli Warren Haynes, który pojawia się na rozbujanej w rytmie delty rzeki Missisipi piosence „Dancing In The Rain”. Członkowie kapeli poznali Warrena 17 lat temu, gdy po raz pierwszy przybyli do Nowego Jorku by zagrać na żywo dla swojej nowej wytwórni. „Pamiętam nasz przyjazd do Nowego Jorku, kiedy po raz pierwszy podpisaliśmy kontrakt z wytwórnią. Pamiętam jak usłyszałem jego głos, gdy tylko dotknąłem nowojorskiego chodnika. Mam gęsią skórkę na samą myśl o tym, że zagrał na tej płycie te wszystkie lata później.” – wspomina basista Jon Lawhon.
Pojawienie się Warrena na płycie było swego rodzajem przyjęciem go do rodziny. To ukoronowanie wszystkich dni, które kapela spędziła na tworzeniu muzyki i tych wszystkich przemierzonych przez nich kilometrów w trasie. „To niesamowite, że czwórka zwykłych chłopaków pochodząca znikąd w Kentucky jest w tym biznesie po upływie 17 lat!” mówi wokalista Chris Robertson.
„Nie pamiętam życia poza Black Stone Cherry. Nasza czwórka to prawdziwa rodzina.” podsumowuje Ben Wells.