Rage Aganinst The Machine. „Krzyk czasów, gdy byliśmy zbuntowani”

Autor: Sławomir Rapior; 18 października 2022 r.

Alice in Chains: Piachem w oczy

Ponury październik, po ulicach walają się pierwsze liście jak pożółkłe pocztówki po minionym lecie. Z lustra patrzy na mnie równie ponura twarz. Posępna, przegrana morda. Ledwie ją poznaję. Po cholerę mi te lustra. To podobno najlepszy czas na samobójstwo, a ja znam akurat idealny soundtrack do skręcania pętli. Skończył właśnie 30 lat.

Rage Aganinst The Machine. „Krzyk czasów, gdy byliśmy zbuntowani”

Ponury październik, po ulicach walają się pierwsze liście jak pożółkłe pocztówki po minionym lecie. Z lustra patrzy na mnie równie ponura twarz. Posępna, przegrana morda. Ledwie ją poznaję. Po cholerę mi te lustra. To podobno najlepszy czas na samobójstwo, a ja znam akurat idealny soundtrack do skręcania pętli. Skończył właśnie 30 lat.

Ciężar, jaki niesie ze sobą „Dirt” od Alice in Chains, jest jak ołowiane jesienne niebo. Cała ich twórczość to droga przez mrok. Dla Layne`a Staleya – jednego z największych głosów w historii rocka – równia pochyła ku zatraceniu. Kusząca to gra dla każdego, kto w muzyce poszukuje czegoś z krwi i kości. Alice in Chains to gwiazda, której blask oślepił całe pokolenie buntowników początku lat 90-tych i której cień ciągnie się za nami do dzisiaj. No i umówmy się – o ile grunge był ścieżką dźwiękową do dorastania w latach 90., to Alice in Chains był jej najmroczniejszą i najcięższą mutacją.

***

Oglądałem ostatnio film „Dirt” o Motley Crue na Netflixie. To były czasy, co? Wystarczyło odpowiedzieć twierdząco na pytanie „Are You From The Band”, żeby pobzykać bez większych zobowiązań. Ogólnie hulaj dusza, piekła nie ma. Pudelmetal lśni brokatem w najlepsze i wtem, nagle… Przychodzi grunge ze swoja depresją, deszczem i powyciąganymi swetrami, a cały ten seks przepada bóg wie gdzie. 

Pozornie niechlujne granie, zniekształcone gitary, dekadencja a nawet autodestrukcja – to najbardziej pociągające elementy muzyki, której nie da się udawać – grunge to nie orgazm, to strzał w pysk. Tu nie ma teatralności, próżno szukać brokatu wcześniejszych hairmetalowych cudaków. Tu cała moc tkwi w przekazie tekstowym, który eksploruje mroczne zakamarki pokolenia straconego. To cała w gama dźwięków brzydkich i brudnych – to hałas do granic, piski, zgrzyty; wołanie o pomoc, która nie nadchodzi. 

Najlepsze rzeczy rodzą się w garażach i piwnicach – najbardziej błyszczące karaczany wykluwają się tam, gdzie jest najmniej światła a wilgoć spływa ze ścian jak łzy. I tam Was chciałem zaprosić. 

Support tytanów

Cofnijmy się na moment do początku lat 90. Alice in Chains ma już na swoim koncie dobrze przyjęty debiut „Facelift” z kultowym „Man in the Box”, utworem, który zdaniem producenta Dave Jerdena wprowadził świat do brzmienia grunge`u. Na krążku znajduje się też znakomity „Love, Hate, Love”, którego refren ukazuje spektrum możliwości wokalnych Lane`a Stayleya. Chłopaki zeszli się jakieś dwa lata wcześniej, by rozwalić system w drzazgi. O ich debiucie pisano, zwracając uwagę na hipnotyczny głos Staleya i złowieszcze, destrukcyjne podejście zespołu. Zdaniem prasy album pomógł zdefiniować grunge jako gatunek, uchwycił ducha zmieniającej się epoki i utorował drogę dla „Nevermind” Nirvany czy „Ten” Pearl Jam.

Riffy Jerrego Cantrella są miażdżące, wokalnie Stayley jest nie do pobicia. W jego drobnym ciele kryje się niesamowity głos. Madison Square Garden trzęsie się w posadach, gdy muzyk śpiewa w ramach „Clash of Titans” – jednej z największych tras metalowych tamtych lat. Alice in Chains supportują wtedy Slayera, Anthrax, Megadeth i Testament. Publiczność metalowa jest podzielona, ogólnie nie wiedzą z czym to jeść, bo z jednej strony jest ciężko, nisko i powoli, co może przywoływać skojarzenia z Black Sabbath; z drugiej – to nie jest thrash spod znaku choćby Slayera.

W czasie „Clash of Titans” grupa pisze muzykę na swój drugi album zatytułowany „Dirt” – swoje opus magnum, które w tym roku skończyło trzydziestkę.

Piach

Jerry Cantrell: „Cały ruch, który wyszedł z Seattle, tylko czekał, aby eksplodować, a «Facelift» był zdecydowanie jednym z pierwszych albumów, które go uruchomiły… W przypadku Dirt nie myśleliśmy zbyt wiele o strukturach utworów i „poprawnych” aranżacjach. Po prostu zrobiliśmy to, co było dla nas ważne”.

„Dirt” to jedno z najważniejszych dokonań muzycznych lat 90. Rewolucja, renesans, złote dziecko ery grunge`u. Album do szpiku przesiąknięty agresją i nihilizmem, co podkreślały branżowe pisma. Przytłaczający lirycznie, muzycznie odurzający. Przesterowane gitary, obłęd przeżarty odwykami i żywe świadectwo walki z nałogiem. Heroina przestaje działać, dla Layne`a jest niczym insulina dla cukrzyka. O haju nie ma już mowy, chodzi o podtrzymywanie dawki, o przetrwanie.

Cały ten emocjonalny ładunek zawarty w 13 utworach rozdziera serce i sprawia, że w pewnych momentach łzy same napływają do oczu. To cholernie smutna płyta pomimo słów Jerrego Cantrella, który w jednej z rozmów starał się ukazać ją w roli „kreatywnej terapii”. „To nie jest tak, że wsiedliśmy do jakiegoś ponurego wagonu, ta płyta pozwala nam uwolnić się od wszystkiego, co mroczne”.

Album ujrzał światło dzienne pod koniec września 1992r. w One on One Recording, gdzie powstały „…and Jusice for All” oraz „Czarny Album” Metalliki. Początkowo nagrania zostały opóźnione o tydzień ze względu na zamieszki towarzyszące głośnej sprawie uniewinnienia czterech policjantów, którzy pobili czarnoskórego taksówkarza Rodneya Kinga. Chłopaki przeczekali najgorętszy okres, pomieszkując u Toma Arayi ze Slayera. Araya drze się zresztą gościnnie w kawałku „Untitled”.

Podczas sesji nagraniowej Staley wraca do brania, co powoduje zgrzyty z producentem Davem Jerdenem. Lód, po którym stąpa artysta, jest cienki i zaczyna skrzypieć. Pamiętam jeden z wywiadów przy okazji promocji płyty, podczas którego Layne tradycyjnie skitrany za ciemnymi okularami nerwowo i zdawkowo odpowiada dziennikarce, że w końcu udało mu się wygrać z dragami. Cóż… raczej wyszło inaczej.

„Płyta prowadzi nas utwór po utworze od gloryfikacji narkotyków po zupełne przygnębienie i podważenie sensu czegoś, co kiedyś mi pomagało. Pod koniec widać wyraźnie, że nie wyszło tak dobrze, jak się spodziewałem.” – opowiadał.

W 1993 krążek zdobywa nominację do Grammy, MTV przyznaje mu statuetkę za najlepszy teledysk do numeru „Would?” Krążek wielokrotnie pokrył się platyną. Swego czasu odniósł się do niego Corey Taylor ze Slipknot, podkreślając, że płyta była dla niego wielką inspiracją: „Alice in Chains zmieniła całe moje podejście do pisania piosenek. Pokazali mi, że można łączyć ciężkie z pięknymi i łączyć sadystyczne z pełnym nadziei” – mówił.

Krążek ogrywany jest na koncertach w całych Stanach. Poza mini trasą pt. „Shitty Cities Tour” po dziurach północnozachodniego wybrzeża grupa daje około 160 koncertów podczas Down in Your Hole, odwiedzając inne kontynenty. To czas ostrego balowania i tańczących igieł.

Przypominam sobie teraz słowa Marka Lanegana ze Screaming Trees o imprezowaniu z Alice in Chains, a zwłaszcza z jego wokalistą. Chłopaki wrzucali, co się dało, zapijając to, czym akurat było pod ręką. Heroina, kokaina, pigsy przeciwbólowe – było tam wszystko.

„Staley i ja imprezowaliśmy przez ostatnie 24 godziny, a on następnego dnia potrafił wyjść na scenę i zaśpiewać tak potężnie, że cały ten ból przeszywał mnie na wylot, gdy oglądałem występ z boku sceny” – wspominał Lanegan.

I dalej: „Na scenie Alice in Chains byli pieprzoną apokaliptyczną machiną. Nieważne, w jakiej formie był Layne, i nieważne, ile spał ostatniej nocy – za każdym razem rozwalał system. Jerry Cantrell śpiewał z Laynem, ich głosy nakładały się na siebie i przenikały, co dawało nawiedzone harmonie wokalne” – pisał we wspomnieniach.

Odsłuch

„Dirt” to krążek, który żyłom igieł nie skąpi. Pompuje w nie mrok i deprechę w końskich dawkach. Wyobrażam sobie oślizgłą piwnicę pełną pijawek, potłuczonego szkła i zardzewiałych żyletek. W miejscu gdzie stawiam stopę czeka już igła, wyrasta z mroku niczym zatruty polny kwiat. W kącie płonie krzesło, siadam, odpalam „Junhead” i czuję się w tej norze jak u siebie w domu pod kocykiem.

Mumer „Dirt” to mokry sen każdego świra. Można się przy nim skulić i kołysać w przód i w tył. Hipnotyczny riff pełznie po zwrotkach jak ślimak po brzytwie z improwizowanego monologu pułkownika Kurtza z „Czasu Apokalipsy”. Ten numer to linoskoczek balansujący na cienkiej granicy między rozkoszą i bólem. Jak dla mnie nie ma lepszego utworu w tym ponurym uniwersum. No chyba, że „Angry Chair”, kolejny dołujący hołd złożony na ołtarzu paranoi. I jeszcze ten klip. Złote czasy MTV. Nagrałem to na kasecie video, matka po chacie z kropidłem biegała, przyrzekam.

Riff napisał Staley. Diabeł tkwi w prostocie. „Ten kawałek jest niesamowity – mówi Cantrell – „Pamiętam jak szkoliłem się wokalnie i Layne był dla mnie dużym wsparciem, teraz fajnie patrzeć na jego postępy jako gitarzysty”.
  
Słuchanie tego krążka to doznanie w istocie słodko gorzkie. Wyobrażam sobie, że to trochę tak, jak z cewnikowaniem – niby dobierają ci się do rozporka, ale niewiele ma to wspólnego z pieszczotą. Nie wiem na pewno. „Them Bones” otwiera drzwi z kopa, wpraszając się do twojej głowy na niedzielną herbatkę bez pytania o zgodę. 

„Po prostu myślałem o śmiertelności, że pewnego dnia skończymy na stosie kości” – wyjaśnia Jerry Cantrell. I dalej: „przeraża mnie myśl, że kiedy zamkniesz oczy na dobre, wszystko co przeżyłeś zniknie na zawsze.”

A kojarzycie „Down in a Hole”..? Tam chodziło ponoć o gorycz rozstania Cantrella z niewiastą, ale tekst jest na tyle uniwersalny, że można go interpretować w nieskończoność. Za każdym razem gdy go słucham mam przed oczami wersję z koncertu w ramach MTV Unplugged. To szczególnie mocna wersja. Patrząc na wychudłego Layne`a, widzę człowieka kawałek po kawałku pożeranego przez chorobę.

Alice in Chains MTV Unplugged to w ogóle temat na inny tekst. To niesamowity moment w historii muzyki „na żywo” z trupem w roli głównej. Trupem, który trzyma się życia jak mikrofonu. I te zlepione wokale, ta synchronizacja i harmonia to czysta moc. Wyjątkowa rzecz, nie? Podobnie jak minialbum „Jar of Flies”, ale o tym nie tutaj.

Tutaj mamy choćby improwizowany wstęp w „Rain When I Die”, który jest zupełnie nawiedzony. Z numerem „Godsmack” z kolei kojarzy mi się scena gdy Layne wbija w przedramię mikrofon, symulując zabawę strzykawką. Na płycie mamy znakomity „Rooster”, nagraną przez Cantrella opowieść o ojcu stacjonującym w Wietnamie. Kawałek powstał gdy muzyk waletował u Chrisa Cornella. Mamy wreszcie przenoszący w czasie kawałek „Would?” z refrenem, przy którym skakałem w trampkach po łóżku gdzieś tam w okolicach szkoły średniej.

„Dirt” to mocna rzecz. Dzieło surowe i krwiste. Pocztówka z czasów trochę już wyblakłych, jak fotki z Polaroida, jednak na tyle wyraźnych, by po włączeniu „play” i zamknięciu oczu, znów na moment wrócić do ery flanelowych koszul, tłustych włosów i poczuć smród tamtych martensów.

***

„Grałem i przyjaźniłem się z najlepszym wokalistą w historii rocka. Nigdy wcześniej takiego czegoś takiego nie słyszałem i nigdy nie usłyszę” – mówił Jerry Cantrell, wspominając, że to właśnie Staley dał mu dach nad głową, gdy przybył do Seattle. W roku 2002, a więc jakąś dekadę później, wokalista Alice in Chains umiera wskutek przedawkowania.

„Wiem, że jestem bliski śmierci. Od lat biorę crack i heroinę. Nigdy nie chciałem zakończyć życia w ten sposób. Wiem, że nie mam już szansy. Jest za późno.” – czytamy w książce „Layne Staley: Angry Chair”.

Tyle. Taki jest piach. Wszyscy do niego trafimy. Na własnych zasadach lub na własne życzenie.

Dodaj komentarz

RockMetal F***T

RockMetalNews TV

Jesteśmy blisko zespołów, koncertów i ludzi związanych z muzyką, by dostarczać Wam najlepsze treści VIDEO

RockMetalNews TV to ogólny dział, w którym przekrojowo prezentujemy nasze realizacje video z różnych serii. Znajdziecie tu zarówno minidokumenty, jak i materiały z serii „#tour report”. W RockMetalNews TV nie brakuje również wywiadów video, w tym wywiadów nagrywanych w siedzibie naszej redakcji w CK Zamek w Poznaniu, a także wywiadów z serii Six Questions Show prowadzonych dla nas przez Filipa i Pawła z zespołu The Sixpounder.

Bohaterami naszych materiałów video są uznane marki, jak Behemoth, Acid Drinkers czy Nocny Kochanek, ale też młodsze kapele, które dopiero budują swoją pozycję na scenie. Równie chętnie pojawiamy się na dużych festiwalach oraz w małych, ciasnych klubach, bez względu na okoliczności zawsze starając się łapać dla Was dobre kadry. Zapraszamy do oglądania nowych i archiwalnych materiałów na podstronie działu RockMetalNews TV.

WYwiady

Sprawdźcie wywiady prosto z naszej redakcji w CK Zamek w Poznaniu

Przeprowadzanie wywiadów z muzykami i ludźmi związanymi z branżą muzyczną to jedna z naszych największych zajawek. Z artystami spotykamy się w naszej nowej redakcji w Centrum Kultury Zamek w Poznaniu, gdzie zorganizowaliśmy własne ministudio i komfortową przestrzeń dla naszych gości. Rozmowy odbywają się w możliwie luźnej, przyjaznej atmosferze.

Oprócz pełnowymiarowych wywiadów przygotowujemy również krótsze materiały lifestyle’owe. Pytamy w nich muzyków i ludzi związanych z branżą muzyczną o ich największe inspiracje, ulubione płyty, najbardziej niezapomniane koncerty i pozamuzyczne zajawki, którymi na co dzień rzadko mogą się pochwalić. Zapraszamy do oglądania naszych wywiadów na podstronie działu z wywiadami.

Artykuły

Szukasz czegoś do poczytania? Nasze autorskie artykuły powinny Cię zainteresować

RockMetalNews to serwis przede wszystkim newsowy, nastawiony na przekazywanie najważniejszych i najciekawszych informacji ze świata rocka/metalu – możliwie szybko, konkretnie i zarazem rzetelnie. Chcemy jednak, by nasi czytelnicy mogli znaleźć tu również  bardziej rozbudowane treści, napisane z pasją i poparte wiedzą oraz researchem. Właśnie po to powstał ten dział.

Dział „Artykuły” to ważna część RockMetalNews.pl. Jeśli interesujesz się muzyką, zwłaszcza tą głośniejszą niż pop, zawsze znajdziesz tu coś do poczytania. Wszystkie artykuły trafiające do tego działu to stuprocentowo autorskie treści, mające odrębną, inspirowaną papierowymi magazynami muzycznymi szatę graficzną. Zapraszamy do lektury nowych i archiwalnych tekstów na podstronie działu z artykułami.

Horror

Muzyka nie jest naszą jedyną zajawką. Uwielbiamy też horrory

Odwiedzając nasz portal, z pewnością nie raz natknęliście się na treści związane z horrorami. To nie przypadek, bo oprócz głośnej muzyki kręcą nas też horrory (nawet te slapstickowe!). Poświęciliśmy im osobny dział. Na podstronie „Horrory” prezentujemy najnowsze informacje ze świata filmów grozy, tematyczne zestawienia naszym zdaniem najlepszych horrorów, a także przeróżne ciekawostki. Bez względu na to, czy chcecie poznać najbardziej przerażające nowości, czy po prostu szukacie dobrego filmu na wieczór, podstrona „Horrory” wciągnie Was jak Pennywise do mrocznych kanałów Derry.