While She Sleeps to jeden z najbardziej popularnych zespołów z gatunku metalcore. Grupa zagra już 11 listopada w warszawskiej Progresji, a my mieliśmy okazję porozmawiać z wokalistą zespołu, Lawrencem „Lozem” Taylorem. O graniu tras, stresie, nowym albumie, jeździe na deskorolce i wielu innych tematach przeczytacie w poniższym wywiadzie.
Już wkrótce wyruszacie w nową trasę. Jakie są nastroje w zespole przed kolejną serią koncertów?
Loz: Cóż, ostatnio graliśmy całkiem sporo. Niedawno wróciliśmy z koncertów w Australii, zagraliśmy też w Indonezji i kilka koncertów w Japonii. Sądzę, że jesteśmy całkiem dobrze przygotowani. Oczywiście przed trasą trzeba zrobić próby i przygotować całą produkcję. Myślę jednak, że bardzo ważnym elementem przygotowań do koncertów jest znalezienie wolnego czasu na odpoczynek. Relaks i spędzanie czasu w domu są równie kluczowe jak bycie w trasie i granie prób. W tej chwili jestem w domu, zajmuję się rzeczami codziennymi, ale już za chwilę spotkam się z chłopakami i będziemy pracować nad setlistą. Czekam na to i korzystam z każdej chwili, aby czerpać energię przed sześcioma tygodniami trasy po Europie.
Jesteś aktywnym muzykiem od wielu lat. Miewasz jeszcze takie chwile, że odczuwasz stres będąc w tej branży?
Loz: Bycie w zespole i budowanie kariery to coś, co cały czas jest wyzwaniem. Strona artystyczna czy biznesowa – zawsze wiążą się z brakiem stuprocentowej pewności. Gdy pracujemy nad płytą i nagrywamy muzykę, to pójście na kompromisy artystyczne powodują pewne stresujące sytuacje. Oczywiście nic nie może równać się z graniem na żywo. To najpiękniejsza rzecz na świecie. Ostatecznie stwierdzam, że wszystko, co robimy jako zespół jest warte energii, jaką w to wkładamy. Wspomnę też o energii do jaką otrzymujemy od naszych fanów. To nas nakręca i jesteśmy im za to bardzo wdzięczni.
Następne pytanie dotyczy Waszego nowego albumu – „Self Hell”. Jest to kolejne wydawnictwo, które wydaliście własnym sumptem. Co daje, a co odbiera Wam niezależność?
Loz: Masz na myśli wydawanie muzyki niezależnie? To również wiąże się z wieloma wyzwaniami. Cel jest taki, żeby nasza muzyka dotarła w każdy zakątek świata. While She Sleeps zawsze miało trochę punkową etykę, jeśli chodzi o prowadzenie zespołu. Od zawsze zależało nam aby robić wszystko na własnych zasadach. Robiąc to przez lata dużo się nauczyliśmy i działania na własną rękę zdjęły z nas presję jaką często narzucają wytwórnie jeśli chodzi o wydawanie albumów. Możemy wydawać co chcemy i kiedy chcemy, nikt nie narzuca nam żadnego kierunku czy stylu. Determinacja i ciężka praca jaką wkładamy w rozwój zespołu daje nam wolność. Jak powiedziałem wcześniej, najważniejsze jest, aby nasi fani otrzymali naszą muzykę bez ingerencji pośredników. Myślę, że to wielkie osiągnięcie dla nas jako zespołu.
Jestem ciekaw koncepcji jaka stoi za nową płytą. Wsłuchując się w muzykę i teksty mam wrażenie, że ten album jest jednym z najtrudniejszych pod kątem treści jakie nagraliście do tej pory.
Loz: To prawda. Wszystko, przez co przechodzisz w życiu jest ważnym doświadczeniem. Życie to nie tylko słońce, tęcza i pozytywne rzeczy (śmiech). W miarę dorastania uczymy się jako istoty ludzkie, a nasze emocje, uczucia i sytuacje w jakich się znajdujemy są niezwykle płynne. Tytuł albumu „Self-Hell” dobrze oddaje to, co chcieliśmy powiedzieć. Życie to zarówno te najlepsze i najgorsze momenty, a każdy przeżywa je indywidualnie. To chcemy pomóc zrozumieć ludziom przez naszą muzykę. Jedna osoba doświadcza czegoś wspaniałego, a w tym samym czasie ktoś inny przeżywa piekło. Chodzi o wzajemną wyrozumiałość.
Wiele lat temu czytałem wywiad z wokalistą Lamb of God, Randym Blythem, który powiedział takie zdanie: „Złe czasy dla świata to dobre czasy dla metalu”. Zgadzasz się z tym?
Loz: Zacznę od tego, że uwielbiam Lamb of God (śmiech). Randy trafił w dziesiątkę mówiąc o tym, jak świat i wydarzenia dookoła nas wpływają na zespoły grające ciężką muzykę. Sam bym tego lepiej nie ujął.
Jak tworzenie muzyki wpływa na Ciebie jako człowieka?
Loz: Sztuka to ujście dla emocji i jestem bardzo wdzięczny, że mogę wyrażać je w ten sposób. Powodem dla którego zająłem się tworzeniem muzyki jest to, że przechodziłem trudne chwile jako dzieciak i dzięki muzyce mogłem wyrzucić z siebie cały gniew i negatywne rzeczy, które we mnie siedziały. To było konieczne żeby przejść przez ciężkie momenty. Myślę, że każdy kto jest nastolatkiem ma w sobie kumulację emocji i pragnie je wykrzyczeć światu. Wiesz, coś w stylu „pieprzyć wszystko!” (śmiech). Wspaniale było mieć takie ujście, bo to doprowadziło mnie do miejsca gdzie jestem teraz. Wszyscy w While She Sleeps od zawsze wychodzimy na scenę po to aby uwolnić swoje emocje, pozbyć się negatywnej energii i cieszyć się byciem z ludźmi pod sceną. Za każdym razem gdy schodzę ze sceny czuję się lekki i oczyszczony. Granie koncertu to dla mnie również trening. Jeszcze kilka lat temu nie przykładałem wagi do tego jak ćwiczenia i treningi są ważne dla zdrowia psychicznego. Dziś dbam o siebie, biegam, ćwiczę i dzięki temu czuję się lepiej również w codziennym życiu. Nie wyobrażam sobie innego życia niż to, które obecnie prowadzę.
Dziś słucha się muzyki głównie z serwisów streamingowych. Jakie dostrzegasz plusy i minusy takiego stanu rzeczy?
Loz: Cały Internet, czyli serwisy streamingowe, portale społecznościowe, obecność online są niesamowicie pomocne dla zespołów, aby dotrzeć we wszystkie zakątki świata ze swoją muzyką. To potężne narzędzie względem promowania swojej twórczości. Więc to byłoby plusem. Jeśli chodzi o minusy, wymienię fakt, że artyści, którzy ciężko harują aby stworzyć i wydać album nie otrzymują z tego tytułu korzystnych wynagrodzeń finansowych. Szczególnie ma to miejsce w przypadku artystów rockowych i metalowych, którzy nie są dziś tak popularni jak gwiazdy pop czy hip-hop. Jeśli jest się niszowym zespołem, to naprawdę ciężko jest się utrzymać na powierzchni. Z drugiej strony wiem i mocno wierzę w to, że fani takich zespołów, mają własne myślenie i wspomogą swoich ulubionych artystów kupując bilet na koncert, płytę, winyl, koszulkę lub cokolwiek innego z merchu. Wsparcie tego typu naprawdę pomaga, o czym co raz więcej ludzi wie. Tak naprawdę jest wiele za i przeciw jeśli chodzi o powszechnie dostępną muzykę w sieci. Wystarczy kilka kliknięć na Spotify aby znaleźć nowych artystów, co również wiąże się z faktem, że potencjalny odbiorca może szybko zapomnieć kogo słuchał dosłownie przed chwilą. Jako While She Sleeps mamy dużo szczęścia w tym, że możemy grać mniejsze i większe koncerty na całym świecie, a nasi fani są niezwykle oddani przez te wszystkie lata. Ale tak jak powiedziałem wcześniej: Dla niszowych zespołów grających rock, metal, punk to trudne czasy. Jednak gdy ludzie słuchają w internecie, to najczęściej też wspierają kupując bilet na koncert i merch zespołu.
Często mówi się, że zespół nie istnieje, jeśli nie ma go w serwisach streamingowych.
Loz: Mniej więcej tak właśnie jest. Jeśli tworzysz muzykę, to jak ludzie mają się o niej dowiedzieć, jeśli nie przez Spotify, Tidal i inne serwisy? Dlatego tak ważne jest, aby próbować dotrzeć do świadomości słuchacza. Niestety w dzisiejszych czasach cierpią nie tylko niszowe zespoły, ale też małe i średnie kluby. W Wielkiej Brytanii, sale na dwieście, trzysta osób są zamykane, bo publiczność woli iść na duże lub bardzo duże koncerty. Pamiętam, że jak zaczynaliśmy, to graliśmy właśnie w takich miejscach, a nawet jeszcze mniejszych. W tym momencie sam staram się pomagać przy organizacji festiwali i koncertów, a także ściągać małe zespoły aby mogły się pokazać. Jest to trudne, ale warto mieć nadzieję.
A jak zapatrujesz się na używanie telefonów na koncertach? Ostatnio Nick Cave podczas koncertu w Polsce wyraził swoją dezaprobatę na ten temat.
Loz: Dziś każdy ma przy sobie telefon i podczas obecności na koncercie chce mieć z niego jakąś pamiątkę w postaci nagrań czy zdjęć. Oczywiście głównie po to, aby umieścić to na Facebooku czy Instagramie. Jednak nagrywanie całego koncertu za sprawą trzymania telefonu w górze jest frustrujące zarówno dla innych uczestników wydarzenia jak i artysty. Potem ktoś wrzuca cały występ zespołu nagrany telefonem na YouTube, który brzmi okropnie i inna osoba może potem uznać, tylko i wyłącznie przez pryzmat takiego nagrania, że na żywo zespół faktycznie brzmi do dupy. Jednak nie będę nigdy nikogo krytykował za nagranie kilku minut podczas całego koncertu. Nie zmienia to faktu, że dla nas jako artystów najważniejsze jest aby ludzie byli z nami tu i teraz oraz przeżywali to samo co my. Poniekąd rozumiem zachowanie Nicka Cave’a.
Chciałbym teraz zapytać o Twoją muzyczną przeszłość. Oli Sykes, wokalista Bring Me The Horizon, powiedział kiedyś, że Linkin Park i Chester Bennington mieli ogromny wpływ na to, że zdecydował się na karierę muzyczną. Czy w Twoim przypadku również był ktoś taki?
Loz: Zanim wyrobiłem sobie gust muzyczny pasjonowałem się jazdą na deskorolce. Jeździłem jako młody chłopak razem z przyjaciółmi i wtedy odkryłem muzykę grupy Soulfly. Nie mam tu na myśli, że to mój ulubiony zespół, ale był pierwszym, co usłyszałem jeśli chodzi o muzykę metalową. Następnie otworzyłem się na nurt nu-metalu i takie zespoły jak Korn, Marilyn Manson, Limp Bizkit, Slipknot. Były też grupy, które w naszym środowisku nazywaliśmy „e-mail bands” (Loz ma na myśli grupy kategoryzowane jako post-hardcore przyp. Red) takie jak Funeral For A Friend. Jeśli chodzi Linkin Park uważam, że oni połączyli ze sobą dwa światy: piękne, chwytliwe i melodyjne refreny z ciężkimi gitarami i perkusją. Gdy pierwszy raz usłyszałem ich muzykę mogłem mieć szesnaście lat i bardzo mocno wpłynęli na to, co robię dziś jako artysta.
Pamiętasz pierwszy koncert na którym byłeś jako fan?
Loz: (Chwila zamyślenia) Tak! Jednym z pierwszych na pewno był koncert właśnie Linkin Park na który poszedłem z moim tatą. Wtedy grali chyba razem z zespołem Placebo, który też uwielbiam. Potem byłem już na tyle dorosły, że chodziłem na koncerty sam. Pamiętam moje pierwsze koncerty Funeral For A Friend i Bullet For My Valentine. Takie były moje pierwsze koncertowe doświadczenia.
Kilkanaście lat temu zespoły Metallica, Slayer, Megadeth i Anthrax ruszyły w trasę jako Wielka Czwórka Thrash Metalu. Wyobrażasz sobie taką sytuację dla muzyki metalcore? Mam tu na myśli trasę, lub chociaż jeden koncert, gdzie na jednej scenie stają Bring Me The Horizon, Architects, While She Sleeps i może ktoś jeszcze?
Loz: Chciałbym, żeby coś takiego się wydarzyło. Od dawna rozmawiamy w zespole o tym jak fantastycznie byłoby zrobić show w ogromnej arenie z potężną produkcją i zespołami które wymieniłeś. To byłoby absolutnie niesamowite i mam nadzieję, że kiedyś coś takiego będzie miało miejsce.
Kim byś był gdybyś nie został muzykiem?
Loz: Chciałbym być profesjonalnym skateboardzistą. Nigdy nie byłem w tym bardzo dobry, ale uwielbiałem jeździć na deskorolce przez całe życie i to byłoby moje wymarzone zajęcie. Jednak myśląc bardziej przyziemnie widziałbym się w jakiejś działalności społecznej. Opiekowałem się dziećmi z autyzmem, pracowałem w szkołach z dziećmi niepełnosprawnymi lub pochodzącymi z dysfunkcyjnych rodzin. Sądzę, że gdyby nie muzyka, nadal pracowałbym z dziećmi i młodzieżą.
Która gra z serii „Tony Hawk’s Pro Skater” jest Twoim zdaniem najlepsza?
Loz: O stary, zaskoczyłeś mnie! (śmiech). Odpowiadając zupełnie szczerze nie grałem w te gry od mniej więcej dwudziestu lat. Bardzo je lubię, ale nie jestem w stanie na to odpowiedzieć.
Rozmawiał: Michał Drab