Machine Head – „Of Kingdom and Crown”
Data premiery: 26 sierpnia 2022
Gatunek: groove metal
Wytwórnia: Nuclear Blast
Machine Head to zespół, który przez ostatnie kilka lat przeżywał trudne chwile. Rozłam w składzie, album „Catharsis” oceniany w najlepszym przypadku przeciętnie przez fanów i ogół branży sprawiły, że Rob Flynn, lider zespołu, musiał zredefiniować pewne kwestie związane z dalszą działalnością grupy. Sformował w ten sposób nowy skład. Dołączył do niego jako drugi gitarzysta nasz rodak, Wacław „Vogg” Kiełtyka z Decapitated. Machine Head wrócili do koncertowania oraz konsekwentnie zabrali się do pracy nad nowym albumem. Efekt tych działań to krążek „Of Kingdom and Crown”.
Pierwsze, co rzuca się w oczy, to okładka. Mroczną i niepokojącą, aczkolwiek przyciągającą uwagę grafikę na nowy album zaprojektował Seth Siro Anton, lider zespołu Septicflesh, czyli ważna figura na międzynarodowej arenie ciężkiego grania. A jak jest z muzyką? Na „Of Kingdom and Crown” otrzymujemy łącznie trzynaście kompozycji dzielących się na dziesięć pełnowymiarowych utworów poprzecinanych trzema, około minutowymi przerywnikami. Całość zaczyna się z „grubej rury” dziesięciominutową suitą „Slaughter The Martyr”. Klimat stopniowo narasta, Rob Flynn śpiewa niezwykle przejmująco i po chwili zaczyna się klasyczna jazda w stylu, do jakiego Machine Head przyzwyczaili nas przez lata. Jest cholernie ciężko, riffy brzmią kąśliwie i jadowicie, a sam refren przyprawia o ciary. W kolejnych utworach również nie ma taryfy ulgowej. Zespół oferuje słuchaczom to, co umie robić najlepiej: łączy brutalne rozwiązania kompozycyjne z chwytliwymi melodiami, które publiczność na sto procent będzie chętnie odśpiewywać na koncertach („My Hands Are Empty” czy „No Gods, No Masters” mają szansę stać się absolutnymi klasykami w dorobku zespołu). Kolejnym atutem tego, że mamy do czynienia z kawałem dobrego materiału, jest współpraca gitarzystów. Rob Flynn wiedział, co robi, angażując Vogga. Gitarowa wirtuozeria Polaka robi na „Of Kingdom and Crown” bardzo dobrą robotę. Solówki i partie rytmiczne to istna gitarowa poezja, a kolejnym, wartym uwagi faktem jest to, że Vogg dorzucił na tej płycie kilka autorskich patentów, co w przypadku hegemoni twórczej Flynna nie zawsze było tak oczywiste.
Na płycie znajdują się również wcześniej wspomniane przeze mnie przerywniki służące nie tyle zaczerpnięciu oddechu co wgłębieniu się w opowiadaną przez zespół historię. Historię na tyle uniwersalną, że każdy może ją interpretować na swój sposób. Odsłuchując „Of Kingdom and Crown”, dochodzę do wniosku, że Rob Flynn zrobił to, co każdy artysta zrobić powinien: znaleźć ujście dla trudnych emocji, które kumulowały się w nim przez ostatnie kilka lat. I tymi emocjami namaszczony jest każdy pojedynczy utwór na nowej płycie. W kilku momentach, słuchając premierowego materiału, miałem wrażenie, że Rob Flynn podczas nagrywania wokali miał łzy w oczach. Tak emocjonalnie to brzmi. Całość zamyka utwór „Arrows in Words From The Sky” będący świetną klamrą dla całości muzyki. I pomimo charakterystycznego ciężaru ma w sobie coś z klasycznego, rockowego grania (ta solówka pod koniec jakby żywcem wyjęta z któregoś z hard rockowych przebojów). Po wybrzmieniu ostatnich dźwięków jeszcze długo nie jesteśmy w stanie otrząsnąć się z tej niespełna godzinnej przygody.
Machine Head wrócili na dobre. I są w bardzo dobrej formie.
Michał Drab
Dodaj komentarz