M.D. Po trzech latach od wydania EP-ki „Śnisz bory tak gęste” wróciliście z kolejnym, dużym albumem? Jak wyglądała praca nad płytą?
Łukasz: Po nagraniu „Śnisz bory tak gęste” skupiliśmy się na koncertowaniu co było oczywiste i naturalne po wypuszczeniu nowego materiału. Jesteśmy bardzo zadowoleni z tego wydawnictwa i czerpaliśmy dużo przyjemności grając te numery na żywo jak i przegrywając set przed kolejnymi koncertami. Jednak w pewnym monecie pojawia się niedosyt i chęć tworzenia. Długo przed rozpoczęciem pracy nad nowym albumem Grzegorz spłodził pierwszy nowy riff co popchnęło nas to do stworzenia „W popiele”. Myślę że wtedy proces tworzenia nowego albumu się rozpoczął, jednak nie był to czas aby poświęcić się temu w 100% dlatego proces ten stopniowo nabierał tempa. Powoli, ale sukcesywnie pojawiały się nowe pomysły, wygrzebywanie „zapomnianych” riffów czy najzwyczajniej w świecie odpoczynek od przegrywania już wydanych numerów i próby stworzenia nowych.
Mariusz: Praca nad tym jak i nad resztą albumów wyglądała tak samo: najczęściej Grzegorz Napora – gitarzysta siada u siebie w pokoju w mieszkaniu z gitarą i nagrywa na telefon wszystko co mu przychodzi do głowy. Potem wrzuca to na grupę dla wszystkich do wglądu. Kolejny krok: umawiamy się na sali prób całym składem by nad tymi pomysłami pracować aranżacyjnie i dorobić intra, outra, przejścia, bridge, bębny, bas i drugą gitarę. Gdy numer nabiera z grubsza kształtu, Ania zaczyna pracować nad tekstem i na kolejnej próbie zaczynamy pracować nad utworem całościowo z wokalem.
M.D. Czy „Ku pogrzebaniu serc” to album koncepcyjny?
Ania: Nie było takiego momentu, żebyśmy usiedli wspólnie w sali zastanawiając się jaki ma być ten album. Nie zamierzaliśmy wkładać go w żadne ramy, tak jak wszystko co tworzymy. W przypadku instrumentali, pomysły powstawały dość spontanicznie i intuicyjnie – każdy kolejny mniej lub bardziej pasował do klimatu reszty. Te utwory, które mocniej odstawały od całości zostały odłożone do szuflady. Tekstowo i wokalnie, jedyną moją koncepcją było jak najwierniejsze “zmaterializowanie” emocji, które aktualnie odczuwałam. Aby w prosty i bardzo bezpośredni sposób trafiły do słuchacza. Serce na dłoni.
Łukasz: W naszym przypadku najpierw powstają kompozycje instrumentalne a Ania ma wtedy okazję wsłuchać się w muzykę, poczuć ją i przelać to na papier.
Myślę że dzięki temu jedno i drugie dało naturalny,wspólny, emocjonalny mianownik co ukierunkowało “Ku pogrzebaniu serc”.
M.D. Parafraza słów Henryka Sienkiewicza kończąca „Trylogię” była oczywistym i pierwszym pomysłem na tytuł albumu?
Ania: Dla mnie tak. Bardzo spodobała mi się ta gra słów kiedy przyszła mi do głowy podczas pisania numeru tytułowego. Głównie ze względu na jej wielowymiarowość – może opisywać śmierć miłości (jak w przypadku ostatniego numeru na płycie), ale również mówić o zagrzebanej głęboko wrażliwości, którą ukrywamy przed całym światem. “Ku pogrzebaniu serc” przeprowadza niejako przez konsekwencje duszenia emocji i uciekania przed nimi. Pokazuje, że pozwolenie sobie, aby poczuć je wszystkie jest procesem trudnym, ale bardzo potrzebnym i gratyfikującym.
M.D. Czy wcześniejsza EP-ka była swoistym pomostem prowadzącym do dużego albumu?
Ania: Ten mini album jest materiałem, który powstał w wyniku eksplorowania muzycznej chemii w nowym składzie, zaraz po moim dołączeniu do zespołu. Na tym etapie już bardzo dobrze rozumiemy się muzycznie, powstała między nami niewidzialna nić porozumienia na poziomie przekazywania emocji muzyką i efektem tego jest najnowszy album.
Łukasz: Tworząc “Śnisz bory tak gęste” planowaliśmy zrobić więcej numerów niż ostatecznie znalazło się na płycie, jednak w pewnym momencie uznaliśmy, że nie ma co tworzyć na siłę więcej materiału. Dla mnie wspomniana EP-ka była po prostu kolejnym wydaniem, odsłoną Domu Złego.
M.D. Pytanie do Ani: Dołączyłaś do zespołu w 2019 roku. Jak z perspektywy lat postrzegasz stanowisko kobiet na scenie metalowej zdominowanej przez mężczyzn?
Ania: Obecność kobiet na scenie metalowej już nikogo nie dziwi, nie jest to nic bardzo wyróżniającego spośród masy innych zespołów. Mnie ten fakt niesamowicie cieszy – nie jesteśmy traktowane jak “ciekawostka”, coraz rzadziej słyszę o określeniach gatunku typu “female-fronted” (czego szczerze nienawidzę) i w moim odczuciu składy z kobietami czy osobami niebinarnymi zaczynają być traktowane na równi ze składami w pełni męskimi. Wciąż jest wiele osób, którym sam fakt płci wokalu przeszkadza w odbiorze muzyki, co dla mnie nie do końca jest zrozumiałe – ile ludzi tyle barw głosu, przeróżnych technik i sposobów ekspresji. Ja nie dzielę tego na “kobiece” i “męskie”. Połączenie tych rzeczy może się to komuś podobać albo nie, płeć nie ma tu nic do rzeczy.
M.D. Czujecie się w jakiś sposób „oczyszczeni” wyrzucając emocje w postaci dźwięków i tekstów na nowym albumie?
Mariusz: Zdecydowanie, po próbie w pełnym składzie czuję się jak po dobrej sesji z terapeutą.
Łukasz: Dokładnie, granie wspólnych prób w pewnym sensie oczyszcza i daje odpocząć od świata poza kanciapą. Nie wspominając już o samym koncertowaniu.
Ania: Oczywiście. U mnie dochodzi jeszcze sam etap pisania tekstów, gdzie najpierw dopuszczam do głosu pewne emocje, zatapiam się w nich i próbuję przelać na papier. Potem je głęboko analizuje, wyciągam wnioski i idę dalej, znając już siebie trochę lepiej. To bardzo trudny, ale satysfakcjonujący proces.
M.D. Jakimi trzema słowami opisalibyście twórczość Waszego zespołu?
Mariusz: melancholia, depresja, blast.
M.D. Czego możemy spodziewać się po Domie Złym w nadchodzącym roku?
Łukasz: Rok 2024 to dla Domu Złego na pewno koncerty. Obecnie przygotowujemy się do nich przegrywając materiał i dopinając sprawy związane z całą trasą. Po trasie wrócimy odpocząć i zobaczymy jakie pomysły zrodzą się w naszych głowach.
Dodaj komentarz