The Rumjacks to jeden z najważniejszych zespołów wykonujących szeroko pojęty folk-punk. Kilka lat temu pochodząca z Australii formacja dokonała zmiany na stanowisku frontmana, którym został Mike Rivkees. Z nowym wokalistą grupy o jego muzycznej przeszłości, początkach w The Rumjacks, nowej płycie „Dead Anthems” i planach na przyszłość przeczytacie poniżej.
Cześć Mike! Mamy okazję porozmawiać w trakcie waszej europejskiej trasy koncertowej. Jak wygląda jej dotychczasowy przebieg?
Mike Rivkees: Cześć! Trasa przebiega fantastycznie. W tej chwili jesteśmy we Francji, w mieście Parthenay. Do tej pory zagraliśmy w Hiszpanii, Włoszech i Wielkiej Brytanii, a wszystkie koncerty były o wiele większe niż gdy byliśmy w tych krajach ostatnim razem. To znak, że zespół cały czas się rozwija.
Wspaniale. Mam nadzieję, że kolejne koncerty będą równie ekscytujące. Chciałbym cię zapytać o twoją muzyczną przeszłość. Gdzie grałeś przed dołączeniem do The Rumjacks?
Mike: Moja kariera zaczęła się od grania w zespołach hardcore i ska w stanie Connecticut. W 2014 roku przeprowadziłem się do Bostonu i założyłem zespół Mickey Rickshaw z którym gram od tamtej pory. To bardzo podobny styl do The Rumjacks, jednak jest kilka odmiennych elementów.
Do The Rumjacks dołączyłeś na początku 2020 roku, czyli w momencie kiedy cały świat stanął w miejscu ze względów pandemicznych. Jak wyglądały twoje pierwsze miesiące grania z chłopakami?
Mike: Zespół wiedział wtedy, że musi zmienić wokalistę. Odezwali się do mnie z pytaniem czy chcę dołączyć, a moja reakcja była bardzo entuzjastyczna. Niedługo później byliśmy już w trakcie tworzenia wersji demo nowych piosenek zanim informacja o moim dołączeniu została oficjalnie ogłoszona. Później, jak wspomniałeś, świat stanął w miejscu więc skupiliśmy się tylko i wyłącznie na pisaniu materiału na płytę. Każdy z nas siedział w domu i wysyłaliśmy sobie wzajemnie pomysły na utwory.
Często w zespołach zmiana wokalisty jest postrzegana dosyć radykalnie. Jak to przebiegło w The Rumjacks?
Mike: Reakcje fanów były bardzo pozytywnie. Oczywiście, znalazło się kilku starszych fanów, którzy wyrazili swoje niezadowolenie, ale nie przejmujemy się tym. Tak jest zawsze, że nie wszyscy będą zadowoleni ze zmian w składzie zespołu, ale nie można się tym zamartwiać. W ciągu kilku lat baza fanów The Rumjacks mocno się rozrosła i to prawdziwy powód do radości.
Swój pierwszy album z The Rumjacks o tytule „Hestia” wydałeś bardzo szybko, bo zaledwie rok po dołączeniu do zespołu. Czułeś dużą presję podczas nagrań? A może wręcz przeciwnie?
Mike: Wbrew pozorom cała sesja nagrywana płyty była bardzo relaksująca i wszystko przebiegło bardzo naturalnie. Oczywiście ja i cały zespół wiedzieliśmy doskonale, że zabrzmi to kompletnie inaczej niż wcześniej. Po prostu robiliśmy swoje i chcieliśmy być pewni, ze stworzymy najlepszą płytę na jaką nas stać. Nie było mowy abym silił się na kopiowanie stylu poprzedniego wokalisty. To byłoby bardzo nieszczere.
Grasz na takich instrumentach jak gitara akustyczna, banjo, flet prosty. Czy któryś z tych instrumentów jest ci bliższy?
Mike: Nie. Po prostu mam te instrumenty u siebie w domu i lubię po nie sięgać. Nie mam ulubionego. Gdy oglądam YouTube czy Netflix przy komputerze i jakiś instrument jest w zasięgu ręki, to po prostu go biorę i spontanicznie sobie pogrywam. Nie nazwałbym się też konkretnie gitarzystą, flecistą czy kimkolwiek innym.
Rozumiem. W tym roku powróciliście z nowym albumem, „Dead Anthems”. Czy utwory na tym albumie są ze sobą powiązane i poruszają konkretne tematy?
Mike: Jest kilka punktów wspólnych na tym albumie, ale całość nie jest konceptem w dosłownym tego słowa znaczeniu. Tematy jakie poruszam w tekstach to przemoc, patologiczne sytuacje w rodzinach, które wpływają na młodsze pokolenia. Wszyscy widzimy ile złego dzieje się na świecie. Takie piosenki na nowej płycie jak „Father’s Fight” czy „Eye for and Eye” dotyczą właśnie trudnych tematów. Niektóre piosenki dotyczą też na przykład kwestii śmiertelności i tego, że nikt nie żyje wiecznie.
Czy któryś z tematów poruszanych na płycie jest dla ciebie bardzo osobisty?
Mike: Zdecydowanie jest kilka rzeczy, które są bardziej osobiste niż wcześniej. Jednak sposób w jaki o tym piszę jest ujęty bardzo metaforycznie. Zawsze robię tak z moimi tekstami, bo nie chcę przekazywać pewnych rzeczy dosłownie.
Między albumem „Hestia” i „Dead Anthems” są cztery lata przerwy. Czy twoim zdaniem zespół powinien wydawać album co rok lub dwa, czy jednak warto zrobić sobie trochę dłuższą przerwę?
Mike: Tak naprawdę to zależy od zespołu. Gdyby zespoły nagrywały tylko i wyłącznie pod dyktando mediów społecznościowych i serwisów streamingowych to ukazywałaby się jedna piosenka na kilka tygodni i żadnych dużych albumów. Ale oczywiście, jako miłośnicy muzyki, kochamy albumy. Duża płyta to dobry sposób na zapisanie danego rozdziału w karierze zespołu. Z mojej perspektywy miło jest mieć takie rozdziały. Gdybyśmy wydawali album co roku, muzyki byłoby zdecydowanie za dużo, ale każdy powinien podchodzić do tego wedle uznania.
Czy masz w pamięci jakiś wyjątkowy koncert z The Rumjacks?
Mike: Pol’And Rock Festival w 2023 roku. To był jeden z najfajniejszych koncertów jakie kiedykolwiek zagraliśmy. Ogromna scena, a pod nią absolutnie szalone tysiące ludzi. Występowaliśmy w dniu otwarcia festiwalu. Wstęp był grany przez polską orkiestrę marszową. Coś niesamowitego. Na pewno był to jeden z ważniejszych występów w moim życiu.
Jak mówiliśmy wcześniej, jesteście obecnie w trasie. Czy między koncertami masz czas, aby zwiedzać nowe miejsca?
Mike: Podczas tej trasy poruszamy się autobusem typu nightliner, który jedzie przez noc z jednego miasta do drugiego. Budzimy się już będąc na miejscu. Dziś jesteśmy w pięknym, średniowiecznym mieście we Francji. W ciągu dnia mieliśmy czas na spacer, zwiedzanie starego miasta, zamku i było naprawdę świetnie. Jest dużo pięknych miejsc, które warto odwiedzić.
Masz przed koncertami jakieś specjalne rytuały, które wykonujesz zanim wyjdziesz na scenę?
Mike: Przede wszystkim staram się dbać o swój głos, bo jeśli coś się stanie i nie będę mógł śpiewać, to koniec. Gitarę można naprawić, werbel można kupić nowy. Bycie wokalistą to trudny fach, bo w trasie nie mogę pozwolić sobie na chorobę. Jeśli przydarzy mi się jakaś infekcja strun głosowych lub gardła to nawet specyfiki typu kurkuma czy miód nie do końca pomagają. Dbanie o głos przed i między koncertami jest dla mnie najważniejsze.
Jakie są twoje marzenia bądź plany artystyczne poza graniem w The Rumjacks?
Mike: Cały czas pracuję nad jakąś muzyką. Jest pewien projekt, który właśnie zaczynam. Nie wiem czy chciałbym go nazwać solowym, ale na pewno stworzę go z pomocą moich przyjaciół. Mam napisane już sporo piosenek i wierzę, że w ciągu najbliższych sześciu miesięcy coś z tym projektem się wydarzy.
Zatem trzymam kciuki za powodzenie tego projektu i trwającej trasy The Rumjacks. Dziękuję za rozmowę i wszystkiego dobrego!
Mike: Dziękuję (wypowiedziane po polsku – red.). Wszystkiego dobrego i pozdrawiam!