Zespół Parkway Drive na przestrzeni dwudziestu lat działalności stał się jednym z najważniejszych reprezentantów sceny metalcore. W listopadzie grupa zagra w łódzkiej Atlas Arenie, a gitarzysta, Luke Kilpatrick, poświęcił nam trochę czasu opowiadając o ważnym dla zespołu momencie, którym była terapia grupowa, nowym singlu, planach na przyszłość i surfingu. Zapraszamy do lektury!
Tej jesieni wyruszacie w dużą trasę po Europie. Jest to dla was szczególne wydarzenie, ponieważ świętujecie dwudziestolecie zespołu. Wystąpicie również po raz kolejny w Polsce. Jak patrzysz na to z perspektywy czasu?
Luke Kilpatrick: To cały czas dla nas trochę zaskakujące. Gdybyśmy cofnęli się do początków Parkway Drive i zapytałbyś nas, czy kiedykolwiek zagramy w Polsce, to myślę, że bylibyśmy bardzo zaskoczeni tym pytaniem. Dziś to pytanie czy zagramy w tym czy innym kraju nie wydaje się czymś wyjątkowym. Od tylu lat robimy swoje i jesteśmy bardzo wdzięczni, że wciąż możemy to robić, a ludzie wciąż interesują się naszym zespołem i przychodzą na koncerty. Nie możemy się doczekać kolejnych koncertów. Naszym celem jest regularne odwiedzanie wielu krajów, w tym oczywiście Polski.
W tym roku wydaliście również nowy utwór o tytule „Sacred”. Czy to zwiastun nowego materiału?
Luke: Tak, zdecydowanie pracujemy nad nową muzyką. Utwór „Sacred” to pierwszy singiel, ale już pracujemy nad kolejnymi, które ukażą się w przyszłości. Nowy album powinien ujrzeć światło dzienne w 2027 roku.
Co chcieliście przekazać nowym utworem?
Luke: Na to pytanie dobrze odpowiedziałby Winston (McCall, wokalista Parkway Drive, red.), ale ja również spróbuję. W utworze jest mowa o życiu chwilą, niemarnowaniu czasu na negatywne i złe chwile, a rozwijanie pozytywnego i budującego stylu życia.
Kilka lat temu zdecydowaliście się, jako zespół, na terapię grupową, co było też twoją inicjatywą. Domyślam się, że był to szczególny moment w waszej karierze, który pomógł wam przetrwać?
Luke: Absolutnie tak. Szczerze mówiąc nie wiem, czy bez tej terapii nadal bylibyśmy zespołem. Być może ktoś odszedłby z Parkway Drive i pozostałoby mnóstwo urazy, negatywnych emocji, a może nawet wzajemnej nienawiści. Ostatecznie zdaliśmy sobie sprawę, że jesteśmy pięcioma osobami, którzy są ze sobą w pewnym rodzaju związku. Musimy się dogadywać. Nawet gdy pojawiają się jakieś problemy, musimy nad tym popracować i zrozumieć się nawzajem. Właśnie ta praca była dla nas najważniejsza. Nauczyliśmy się nowych narzędzi komunikacji, szacunku do siebie nawzajem i umiejętności wzajemnego słuchania. Szczerze mówiąc to zmieniło moje życie.
Czego w takim razie nauczyłeś się o swoich kolegach z zespołu? A może o samym sobie?
Luke: Nauczyłem się kilku rzeczy, które są dosyć osobiste. Nauczyłem się wiele o sobie. Jestem teraz bardziej empatycznym człowiekiem, potrafię słuchać ludzi i ich rozumieć. Z natury jestem trochę uparty. Ta praca nad sobą pomogła mi zostać lepszym człowiekiem i członkiem zespołu.
Zgodzisz się zatem ze stwierdzeniem, że sztuka może mieć właściwości terapeutyczne?
Luke: Zdecydowanie. Zarówno dla twórców jak i odbiorców. To ogromna wartość.
Jesteś nie tylko gitarzystą, ale również menedżerem Parkway Drive. Powiedz, jak z twojej perspektywy zmieniał się biznes muzyczny?
Luke: Jak się pewnie domyślasz, wiele rzeczy zmieniło się po pandemii. Zmienił się również sposób konsumowania muzyki. Kontrolę przejęły platformy streamingowe. Single są teraz o wiele bardziej popularne niż całe albumy, ale i one cały czas się bronią mając wysokie miejsce w tej hierarchii. Po przerwie pandemicznej gdy nie było koncertów, ludzie byli bardzo głodni muzyki na żywo. I to dalej da się odczuć. Teraz już wszystko wróciło na właściwe tory. Jeśli chodzi o kwestie zarządzania i biznesu, to przychodziło to bardzo naturalnie. Rozwijałem się razem z zespołem i przyjmowałem nowy rozwój bardzo organicznie i cieszyłem się każdym, małym krokiem.
Na nadchodzącej trasie będziecie mieli najprawdopodobniej największą produkcję sceniczną w swojej historii. Domyślam się, że to solidny wydatek finansowy.
Luke: Zgadza się, to nasza największa i najdroższa produkcja. Graliśmy już z nią koncerty w Australii. Traktujemy to jako inwestycję w naszą przyszłość. Chcemy wydać dużo pieniędzy, aby dać fanom jak najlepszy koncert i zapewnić najlepsze wrażenia. Mamy nadzieję, że ludzie, którzy jeszcze nie widzieli Parkway Drive na żywo po tych koncertach wrócą na kolejne.
Skoro mówimy już o dużych inwestycjach w teraźniejszość i przyszłość zespołu, czy jest coś za czym tęsknisz jeśli chodzi o wczesne lata Parkway Drive?
Luke: Dobre pytanie. Kiedyś graliśmy koncerty w małych klubach, które były bardzo szalone i chaotyczne. Teraz taki koncert by mi umknął. Więc nie sądzę, abyśmy mogli dalej robić to co kiedyś. Aczkolwiek niewiele tracimy. Teraz możemy grać szalone koncerty w ogromnych halach i mieć to, co najlepsze z obydwu światów.
Jak z twojej perspektywy obecnie wygląda scena metalcore/hardcore w Australii?
Luke: Myślę, że jest bardzo dobrze. Wygląda na to, że szeroko pojęty metalcore przeżywa swój renesans. W pewnym momencie metalcore był bardzo popularny. Następnie wiele zespołów upadło i gatunek zszedł do podziemi. Za to kilku zespołom naprawdę się udało. Powiedziałbym, że należymy do nich my, Architects, Killswitch Engage i kilka innych nazw. Cały czas powstają nowe grupy grające metalcore, a starsze nieustannie koncertują i wydają płyty. Bardzo dobrze jest być cały czas częścią tej sceny.
Moje kolejne pytanie nie dotyczy wprost koncertów, ale czasu między nimi. Jak lubisz odpoczywać w trasie?
Luke: Same koncerty i trasy są bardzo wymagające, ale jeszcze cięższe jest bycie z dala od domu i rodziny. U siebie jestem zajęty sprawami prywatnymi. Nawet nie jestem w stanie obejrzeć filmu czy serialu. Po prostu nie mam na to czasu, a życie rodzinne absorbuje. Gdy jestem na trasie, mam czas dla siebie i na rzeczy, których nie jestem w stanie zrobić w domu. Co jest zaskakujące, bo podróżujemy z dziesięcioma osobami z obsługi, ale naprawdę można odpocząć między koncertami (śmiech).
A jak lubisz odpoczywać po trasie? Przygotowując się do naszej rozmowy dowiedziałem się, że jesteś fanem surfingu. Jak długo zajmujesz się tą pasją?
Luke: Pokochałem surfing odkąd pamiętam. Miałem może sześć lat, gdy pierwszy raz stanąłem na desce. Jak w większości sportów, zacząłem jako dziecko i od tamtej pory surfing jest nieodłączną częścią mojego życia.
Gdzie najczęściej surfujesz? Tylko w Australii czy wybierasz się w inne części świata?
Luke: Jeżdżę po całym świecie. Uwielbiam surfować w Afryce, Meksyku, Ameryce Środkowej, a nawet Europie. Wiem, że w Polsce nad Bałtykiem potrafią być mocne fale, szczególnie jesienią i zimą. Pewnego dnia chciałbym posurfować u was.
Zdarza wam się też zwiedzać miasta, gdy jesteście na trasie?
Luke: Tak. Gdy mamy dzień wolny, a podróż do kolejnego miasta nie jest zbyt długa, mamy czas na zwiedzanie okolicy. Europa jest dla nas bardzo atrakcyjna. To totalnie inny świat niż Australia, która jest bardzo nowym krajem. Nie mamy starych budynków, zabytkowych ulic jak u was. Dlatego w wolne dni wykorzystujemy okazje, aby pozwiedzać. To dla nas nadal ekscytujące, pomimo odwiedzania tych samych miejsc po raz kolejny.
Na koniec naszej rozmowy co chciałbyś przekazać polskim fanom Parkway Drive?
Luke: Nasz nadchodzący koncert w Łodzi będzie największym show Parkway Drive w historii, a być może jednym z największych w ogóle w tym roku. Chcemy regularnie wracać do waszego kraju i spotykać wspaniałych fanów.
Wspaniale! Dziękuję za rozmowę i mam nadzieję, do zobaczenia w Łodzi!
Luke: Ja również dziękuję. Do zobaczenia!
Rozmawiał: Michał Drab