Rok 2020 dobiega końca. To nie był najlepszy czas dla branży muzycznej, która liczy straty po długim przestoju, ale mimo to sporo się działo. Nowe płyty wydali m.in. Ozzy Osbourne, AC/DC, Pearl Jam, Marilyn Manson i Deftones. Postanowiliśmy wszystko to podsumować w jednym zestawieniu. Oto zestawienie naszym zdaniem najważniejszych albumów rock/metal wydanych w 2020!
To miał być bardzo dobry rok dla muzyki. Wybuch pandemii koronawirusa wywrócił wszystko do góry nogami. Ostatecznie najbardziej wyczekiwane trasy koncertowe nie odbyły się, a płyty, o których mówiło się od miesięcy, nie pojawiły się aż do teraz. Rok 2020 nie był jednak taki zły, jak można by przypuszczać – a przynajmniej nie pod względem wydawniczym.
Pierwsze miesiące 2020 były naprawdę ciekawe. Pierwszy od dekady album Ozzy’ego Osbourne’a, który wywołał niemałe poruszenie, a w jego cieniu kilka promocyjnie mniej rozdmuchanych, za to muzycznie ciekawszych premier. Udany album Sepultury, a później m.in. Kvelertak i Suicide Silence – wszystko szło naprawdę nieźle. Aż do czasu, gdy wybuchła pandemia.
Nie zazdrościmy zespołom, które przez lata pracowały nad nową muzyką, po to, żeby wydać ją w momencie, kiedy jedynym tematem obchodzącym kogokolwiek był COVID-19. Brak możliwości grania nowego materiału na koncertach, a co za tym idzie ogromne rozczarowanie, nie wspominając o aspektach stricte finansowych związanych z odwołanymi trasami. Nie mogło być gorzej.
Mimo wszystko w ostatnich miesiącach nie zabrakło ekscytujących nowości, nawet jeśli informacje o nich nie przebiły się przez zalew newsów (często fejkowych), których wspólnym mianownikiem był nowy koronawirus. W tym zestawieniu znajdziecie naszym zdaniem najważniejsze płyty, jakie ukazały się w tym roku. Nie zabrakło m.in. głośnych albumów AC/DC, Deftones i Pearl Jam. Oprócz tego mnóstwo innych krążków, które być może nie odbiły się tak szerokim echem, ale warto do nich wrócić.
Płyty prezentujemy według kolejności premiery!
Ozzy Osbourne – „Oridinary Man”
Data premiery: 21 lutego 2020
Początek roku należał do Ozzy’ego. Premierze płyty „Oridinary Man” towarzyszyło niemałe poruszenie. Chodziło przecież o pierwszy od dekady solowy album jednej z największych legend światowego metalu, a w dodatku o krążek, w którym palce maczali m.in. członkowie Guns N’ Roses, Red Hot Chili Peppers i… ludzie ze środowiska hip-hopowego (m.in. producent Andrew Watt i nowy kumpel księcia ciemności raper Post Malone). Album „Oridinary Man” wprawdzie nie wywrócił porządku świata do góry nogami, ale pokazał, że eks-frontman Black Sabbath wciąż ma wiele do zaoferowania. Napisalibyśmy, że to piękne zwieńczenie jego kariery, ale wieść niesie, że Ozzy już pracuje nad kolejnym albumem (sic!), więc traktujemy ten krążek po prostu jako kolejny epizod w jego barwnej karierze.
Sepultura – „Quadra”
Data premiery: 7 lutego 2020
Album, który Sepultura wypuściła na początku lutego, może się podobać. Zespół rządzony silną ręką gitarzysty Andreasa Kissera nie zawiódł, zgodnie z zapowiedziami wracając do mocnych, thrashowych korzeni, jednocześnie nie rezygnując z plemiennego groove’u. Jens Borgen z dobrze znanego fanom metalu szwedzkiego Fascination Street Studios w Örebro wykonał kawał dobrej roboty. Cieniem na promocji płyty położyła się drama z udziałem Glorii Cavalery, żony byłego frontmana Sepultury, która zaatakowała obecnego wokalistę grupy Derricka Greena, ale na pewno niczego nie ujmuje to pracy brazylijskiej kapeli. „Quadra” do album na miarę pozycji Sepultury.
Kvelertak – „Splid”
Data premiery: 14 lutego 2020
Kvelertak to prawdziwy ewenement. Norwegowie potrafią zabrzmieć bardzo przebojowo, nie wypierając się przy tym swoich blackowych i punkowych korzeni. „Splid” ewidentnie jest krokiem w stronę większych scen. Epickie utwory z monumentalnymi refrenami momentami wydają się zbyt napuszone, biorąc pod uwagę surowy, undergorundowy charakter dotychczasowych wydawnictw norweskiej kapeli. Gdyby któryś z albumów Kvelertak miał polecieć w radiu, z pewnością byłby to właśnie „Splid”. Ci, którzy oczekiwali nieprzejednanego punkmetalowego szaleństwa, mogą poczuć się zawiedzeni. Nie jest jednak tak, że Kvelertak zdradził swoje muzyczne ideały. Wciąż jest to jeden z najmocniejszych, najlepszych albumów tego roku. „Crack of Doom” z Troyem Sandersem z Mastodon to z kolei singiel zasługujący na nagrodę Grammy (o ile oczywiście członków Kvelertak obchodzą takie nagrody).
Suicide Silence – „Become The Hunter”
Data premiery: 14 lutego 2020
Członkowie Suicide Silence na nowym albumie solidarnie postanowili nie brać jeńców. „Become The Hunter” to agresywny, momentami brutalny materiał, który ani na moment nie okazuje litości. Spodziewaliście się czystych wokali? Zapomnijcie o nich. Jeśli jeszcze nie słuchaliście „Become The Hunter”, nastawcie się na okrutny deathcore’owy łomot. Suicide Silence nie oszczędzają tu ani siebie, ani tym bardziej swoich słuchaczy.
Five Finger Death Punch – „F8”
Data premiery: 28 lutego 2020
„F8” to z pewnością ważny album dla Five Finger Death Punch. Nagrany na trzeźwo i bez ekscesów, jakie w ostatnich latach fundował swoim kolegom z zespołu uzależniony od alkoholu wokalista Ivan Moody. To oczywiście dobra zmiana, ale muzycznie Five Finger Death Punch tym razem są dość monotonni. Amerykanów stać na więcej.
Dopelord – „Sign of the Devil”
Data premiery: 10 marca 2020
W tym zestawieniu bierzemy pod uwagę płyty ze świata, ale skoro Dopelord to polska kapela na światowym poziomie, nie powinno jej tu zabraknąć. Czołowi reprezentanci polskiej sceny stoner/doom odpuścili sobie szumne zapowiedzi długo wyczekiwanej płyty. Po prostu bez słowa udostępnili „Sign of the Devil” w sieci. Jest tak, jak powinno być, czyli po przesłuchaniu całości nie odgruzujecie się przez kolejny miesiąc. „Sign of the Devil” nie jest jednak typowym walcem powoli rozkręcających się riffów spod znaku Black Sabbath. Członkowie Dopelord wspierani przez Haldora Grunberga wprowadzili do swojej twórczości nieco świeżości, brzmieniowo obierając kierunek, który łatwo skojarzycie z ostatnim albumem Red Scalp („The Great Chase In The Sky”). No i ta okładka. Czyżby obóz Dopelord wcześniej wiedział coś o koronawirusie? Może pandemia to efekt ich czarnej magii?
Code Orange – „Underneath”
Data premiery: 13 marca 2020
Jeśli szukacie płyty, która złapie was za gardło (czy za cokolwiek chcecie) i nie wypuści do ostatniej sekundy, właśnie ją znaleźliście. Naszym zdaniem „Underneath” to mocny pretendent do miana albumu roku – bezczelny, nieprzewidywalny, odważny artystycznie, pełen zaskakujących eksperymentów i zarazem mocno zapadający w pamięć. Code Orange to najmocniejszy zespół w katalogu Roadrunner Records. Tego pokroju wytwórnie nie podpisują kontraktu z byle kim. Jeśli biorą pod swoje skrzydła kapelę grającą tak ekstremalną muzykę, doskonale wiedzą, że mają do czynienia z czymś wyjątkowym, na czym ostatecznie zarobią. Code Orange wciąż budują swoją pozycję. Robią to tak, by nie stracić twarzy, co jak na razie dobrze im wychodzi. Na „Underneath” Code Orange stoją w rozkroku pomiędzy swoimi hardcore’owymi inspiracjami i ścieżką wydeptaną przez Nine Inch Nails. Już czekamy na kolejny krok niepokornych dzieciaków z Pittsburgha.
Igorrr – „Spirituality and Distortion”
Data premiery: 27 marca 2020
Gdybyście zapytali nas, co się dzieje na tym albumie, odpowiedzielibyśmy, że wszystko. „Igorrr” to taki muzyczny odpowiednik tego roku. Ale jest lepszy niż 2020.
Me And That Man – „New Man, New Songs, Same Shit, Vol. 1.”
Data premiery: 27 marca 2020
Po rozstaniu z Johnem Porterem Nergal postanowił otworzyć nowy rozdział w historii Me And That Man. Lider Behemotha zaprosił do współpracy kilku sprawdzonych muzyków oraz gości z topowych metalowych kapel. Na „New Man, New Songs, Same Shit, Vol. 1.” dograł się Corey Taylor ze Slipknot, a oprócz tego gwiazdy znane z takich zespołów, jak Mastodon, Trivium czy Emperor. Album na pewno nie jest wybitny. Jest jednak czymś unikalnym. Takiego połączenia osobowości dawno nie było.
Pearl Jam – „Gigaton”
Data premiery: 27 marca 2020
Siedem lat po premierze płyty „Lightning Bolt” formacja Pearl Jam wróciła z nowym wydawnictwem. Wprawdzie na okładce albumu „Gigaton” widać topniejący lodowiec, ale członkowie Pearl Jam bynajmniej nie byli zahibernowani przez ostatnie lata. Eddie Vedder & Co. już pierwszym zaprezentowanym utworem udowodnili, że ich muzyczne horyzonty nie ograniczają się do oldschoolowego grunge’u rodem z mitycznego najntisowego Seattle. „Dance of the Clairvoyants” to jeden z najlepszych singli tego roku, cały krążek zaś zaskakuje różnorodnością i aktualnością (na „Gigaton” co chwilę powraca wątek globalnego ocieplenia). To ważny album również z perspekyty Pearl Jam. „Emocjonalnie była to momentami podróż mroczna i zagmatwana, ale była to też ekscytująca i pełna eksperymentów droga do muzycznego odkupienia. Praca z kolegami z zespołu nad «Gigaton» dała mi miłość, świadomość i wiedzę o potrzebie relacji międzyludzkich w dzisiejszych czasach” – tuż przed premierą komentował gitarzysta Mike McCrady.
Testament – „Titans Of Creation”
Data premiery: 3 kwietnia 2020
Testament po raz kolejny udowodnił, że zalicza się do ścisłego topu współczesnego metalu. Album nieco przyćmiły niepokojące wieści, które gruchnęły po promującej go przedpremierowo trasie. W dniu premiery okazało się bowiem, że basista Testament zachorował na COVID-19. Wcześniej rozchorował się wokalista Chuck Billy. Obaj na szczęście przeżyli zakażenie, ale pewnie nie takiej promocji płyty życzyli sobie amerykańscy thrasherzy…
Nightwish – „Human. :||: Nature”
Data premiery: 10 kwietnia 2020
Nightwish nie jest zespołem dla wszystkich, a już na pewno nie na „Human. :||: Nature”. Jeśli bliżej wam do obskurnych klubów niż filharmonii, słuchając tej płyty, najprawdopodobniej zanudzicie się na śmierć albo w najlepszym wypadku uśniecie po kilku minutach. Jeśli jednak symfoniczny metal trafia w wasz gust, „Human. :||: Nature” może być dla was prawdziwą muzyczną ucztą. To taki Nightwish w bardzo dojrzałym wydaniu. W drobrym i złym sensie.
Trivium – „What the Dead Man Say”
Data premiery: 24 kwietnia 2020
Matt Heafy, frontman Trivium, ostatnio chwalił się, że Twitch stał się jego drugą pracą. W jego przypadku kariera streamera najwyraźniej nie koliduje z działalnością w Trivium. O „What the Dead Man Say” Heafy przed premiera mówił, że to wszystko, czym jest Trivium. Z pewnością jest to konsekwentne trzymanie się kierunku obranego na wydanym w 2017 r. albumie „The Sin and the Sentence”. Momentami to zaskakująco mocny materiał jak na Trivium. Warto posłuchać.
Vader – „Solitude in Madness”
Data premiery: 1 maja 2020
Krótko przed premierą płyty lider Vadera Piotr „Peter” Wiwczarek mówił nam: „Mimo pojawiających się hejterów, którzy uważają, że powinniśmy grać co innego czy cokolwiek na mój temat, gramy to, co gramy, i mamy fanów dzięki naszej muzyce”. To chyba najlepszy komentarz do płyty „Solitute in Madness”, którą Vader zamknął usta hejterom. „Solitute in Madness” to bardzo udane wydawnictwo – znakomicie zagrane, wyprodukowane i zarazem spójne. Vader okazuje na nim szacunek fanom, nie eksperymentując na siłę, zamiast tego proponując dopracowane riffy i potężne brzmienie. Tu nie ma przypadków. Wyprawa do Anglii, gdzie Peter & Co. Nagrali „Solitude in Madness”, była dobrym posunięciem. Na taki album Vader czekaliśmy.
Asking Alexandria – „Like A House On Fire”
Data premiery: 15 maja 2020
Przed premierą „Like A House On Fire” Danny Worsnop zapowiadał, że będzie to najmocniejszy album w dorobku zespołu. Wokalistę Asking Alexandria poniosła nieco fantazja, co nie oznacza, że „Like A House On Fire” to słaby album. To materiał zróżnicowany, którym Anglicy ewidentnie chcieli pokazać przekrój swoich możliwości. Mało komu się to udaje, ale „Like A House On Fire” nie przypomina Frankensteina ulepionego po pijaku. To zaskakująco spójny, świeży i bardzo dopracowany album. Anglikom należy się szacunek za konsekwencję. Promocję płyty zorganizowali w czasie największego zamieszania związanego z wybuchem pandemii koronawirusa. Wiele kapel na ich miejscu by odpuściło.
Static-X – „Project Regeneration Vol. 1”
Data premiery: 10 lipca
Śmierć Wayne’a Statica, do której doszło w 2014 r., przerwała karierę Static-X. Zespół otrząsnął się po tragedii i przed dwoma laty ogłosił powrót z nowym wokalistą. Z tajemniczym Xer0 za mikrofonem, który do złudzenia przypomina nieodżałowanego Statica, ukrywając tożsamość pod mroczną maską, grupa przypieczętowała powrót na scenę albumem „Project Regeneration Vol. 1”. Kurz po premierze płyty jeszcze nie opadł, ale po pierwszym odsłuchaniu uznajemy, że jest to godny come back. Nie ma odcinania kuponów od dawnych osiągnięć. Jest świeżość i moc. Szkoda, że Static-X nie przyjadą do Polski, żeby zagrać na Pol’and’Rock Festival. Mógł to być kapitalny koncert…
Marilyn Manson – „We Are Chaos”
Data premiery 11 września 2020
Krótko przed premierą „We Are Chaos” muzyk country i ceniony producent Shooter Jennings, z którym Marilyn Manson nawiązał bliską współpracę, obwieścił światu, że wspólnie z Mansonem stworzyli arcydzieło. Kiedy jednak wraz z końcem lipca ukazał się pierwszy singiel promujący album, byliśmy rozczarowani. Miałki, odcinający kupony od dorobku Davida Bowiego singiel „We Are Chaos” nie zapowiadał niczego dobrego. Tymczasem cały album okazał się naprawdę dobry. Niesiony dobrymi kompozycjami, świetnie zaaranżowany i wyprodukowany „We Are Chaos” nie wniósł nowej jakości do dyskografii Mansona, bo ta od zawsze stała na najwyższym poziomie, ale otworzył w niej nowy rozdział. Jesteśmy przekonani, że jeśli Manson pozostanie na obranym kursie, nie rezygnując z usług Shootera Jenningsa, wyjdzie mu to na dobre!
Napalm Death – „Throes of Joy in the Jaws of Defeatism”
Data premiery: 18 września 2020
Po pięcioletniej przerwie mistrzowie grindecore’u wrócili z nowym materiałem. Ich nowy album „Throes of Joy in the Jaws of Defeatism” ukazał się 18 września nakładem Century Media Records. Napalm Death wykorzystali przerwę, by nieco zredefiniować formułę swojej twórczości. Muzycznie grupa postanowiła eksplorować nowe terytoria, jednocześnie zachowując swój ekstremalny charakter, zarówno pod względem firmowej, opresyjnej formy, jak i mocno zaangażowanej treści, która dla Napalm Death zawsze miała szczególne znaczenie (Barney zawsze mówi z rozumem i godnością człowieka; sprawdźcie jego wywiady o pandemii!)
Deftones – „Ohms”
Data premiery: 25 września 2020
Długie cztery lata fani musieli czekać na powrót Deftones. Zespół nie ukrywa, że tym razem dał sobie więcej czasu, ale jak podkreślają jego członkowie, taka przerwa była im potrzebna. Coś w tym jest, bo Deftonesom po raz kolejny udało się udowodnić, że są prawdopodobnie jedyną kapelą wrzucaną do sparciałego wora z łatą „Nu-metal”, która wytrzymała próbę czasu i nie robi wstydu sobie ani swoim fanom. Tytułowy „Ohms” to naszym zdaniem najlepszy singiel roku, numer świeży, ale zarazem nawiązujący do dorobku Amerykanów w najlepszy możliwy sposób. Deftonesi mają w przyszłym roku wrócić do Polski. Bardzo na to liczymy!
Corey Taylor – „CMFT”
Data premiery: 2 października 2020
Gdybyśmy zatytułowali to zestawienie „Najlepsze płyty rock/metal wydane w 2020”, nie przyszłoby nam do głowy, żeby umieścić w nim ten krążek. Nie mogliśmy jednak nie odnotować faktu, że jeden z najbardziej utalentowanych, najbardziej wyrazistych wokalistów metalowych, za jakiego uznajemy frontmana Slipknot, wydał pierwszy w karierze solowy longplay. Album „CMFT” to bardziej Corey Taylor, którego znamy ze Stone Sour niż ze Slipknot, ale w jeszcze lżejszym wydaniu. Radiowy hard rock z elementami hip-hopu i country nie brzmi zachęcająco. Nawet wokal Taylora nie jest w stanie tego obronić…
Bring Me The Horizon – „Post Human: Survival Horror”
Data premiery: 30 października 2020
Bring Me The Horizon ewidentnie dobrze odnajdują się w nowej rzeczywistości. Anglicy postanowili spędzić lockdown w studiu, pracując nad nowymi utworami. Efekty pojawiły się błyskawicznie. Już w czerwcu zaprezentowali więcej niż aktualny singiel „Parasite Eve” (według kilku zagranicznych redakcji najważniejszy singiel tego roku), po czym totalnie rozwalili system nagranym z Youngbludem przebojowym „Obey”. Podziwiamy to, jak szybko Bring Me The Horizon zdiagnozowali nową rzeczywistość, w jakiej znaleźliśmy się w 2020. Ekscentryczni rockmani z Sheffield zawsze są o krok do przodu.
AC/DC – „Power Up”
Data premiery: 13 listopada 2020
Rockowi weterani z Australii, którzy już dawno mogliby przejść na zasłużoną emeryturę, postanowili raz jeszcze wywalić bezpieczniki, wydając nowy album. O ich powrocie mówiło się od wielu miesięcy, ale AC/DC do końca trzymali wszystko w tajemnicy. To, że premiera nowej płyty legendarnych rockmanów będzie ogromnym wydarzeniem, było oczywiście do przewidzenia. Album „Power Up” zadebiutował na 1. miejscu list sprzedaży w 18 krajach. W naszym kraju AC/DC również otrzymali znakomity feedback. Od momentu premiery „Power Up” nie spada z listy 10 najlepiej sprzedających się albumów w Polsce. Co więcej, album niedawno stał się złoty, co wytwórnia Sony Music świętowała prezentacją zjawiskowego muralu w Warszawie. Tak się to robi!