Zespół Lansdowne to bostońska grupa, która dała się poznać jako jeden z najciekawszych, współczesnych zespołów hard rockowych obok takich grup jak Skillet czy Black Stone Cherry. Z okazji nadchodzącej wizyty Amerykanów w Polsce i na okoliczność wydania nowej płyty, basista zespołu, Mike LaRoche, powiedział co w obozie Lansdowne piszczy.
Witaj Mike! Jak się masz?
Mike LaRoche: Cześć! Fantastycznie! A Ty? Która jest teraz u Ciebie godzina?
Obecnie w Polsce mamy ósmą wieczorem. Rozumiem, że jesteś jeszcze w Stanach?
ML: Tak. Jestem w swoim domu w USA. Niedługo wylatujemy do Europy, do Belgii, gdzie będziemy robić przedprodukcję koncertową przez 3 lub 4 dni (rozmawialiśmy 29 października. Red), a następnie wyjeżdżamy na trasę.
Wasze nowe wydawnictwo nosi tytuł „Here To Stay”. Czy jest ono jakkolwiek powiązane z poprzednią płytą, „Medicine”?
ML: Tak naprawdę to zupełnie coś innego, kolejny krok do przodu dla nas jako zespołu i rozpoczęcie nowego rozdziału. Jednocześnie cały czas jest to muzyka Lansdowne.
Zespół Lansdowne rozpoczął swoją karierę koncertując dla amerykańskich żołnierzy w Kuwejcie, Afganistanie i Kirgistanie. Masz jakieś wspomnienia z tamtego okresu?
ML: Jeśli mam być szczery, to dołączyłem do zespołu niedługo po tych koncertach. Ale z tego co wiem z opowieści chłopaków, to było to absolutnie niesamowite doświadczenie, zupełnie inne od reszty granych koncertów. Wiem, że jako środka transportu grupa korzystała z wojskowych samolotów aby móc dolecieć od bazy do bazy. Bardzo żałuję, że nie mogę opowiedzieć więcej z własnego doświadczenia, ale był to bardzo ważny moment w całej historii Lansdowne.
Jeśli chodzi o nowy album, bardzo zaintrygowała mnie okładka: żołnierz z zakrwawioną twarzą, w tle ruiny miasta, a on dzierży czarną flagę z charakterystycznym symbolem. Jaka jest koncepcja tego obrazka?
ML: Na ten pomysł wpadł Glenn (perkusista, red). Przesłanie okładki jest takie samo jak tytuł płyty. Chodzi o to, aby twardo stać na ziemi i bronić swoich przekonań. Przeszliśmy bardzo wiele jako zespół przez ostatnie piętnaście lat, więc ten czas można zinterpretować właśnie w taki sposób jak mówi nowy album.
Chciałbym również zwrócić uwagę na teledysk do utworu „Oxygen”. Widzimy w nim tajemniczą postać poruszającą się po post-apokaliptycznym świecie szukając czegoś. Czy dziś można zrobić coś, co zapobiegnie katastrofie jaką przedstawiacie w tym teledysku?
ML: O stary, to bardzo trudne i rozległe pytanie. Myślę, że każdy utwór mówi o różnych problemach dzisiejszego świata. Dziś ludzie mogą wypowiadać się dosłownie na każdy temat, a ogromny przepływ informacji i nadmiar bodźców potrafi zniszczyć. Nasze przesłanie jest takie, żeby znaleźć swoje własne lekarstwo na współczesne bolączki, indywidualne dla każdego.
Czym różni się granie koncertów w USA i Europie?
ML: Z mojej perspektywy ludzie w Europie są trochę bardziej spragnieni rocka niż w USA. Za każdym razem gdy gramy trasę europejską mamy tu bardzo ciepłe przyjęcie, a na koncerty przychodzi bardzo dużo fanów. W USA niestety nie zawsze tak jest. Myślę, że powodem jest to, że w każdym zakątku świata jest taki ogrom muzyki w każdym gatunku, że nie każdy człowiek za tym nadąża.
Czy Twoim zdaniem muzyka rockowa jest dalej tak samo dzika i niezależna jak w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych? A może stała się już częścią mainstreamu?
ML: Myślę, że rock, tak samo jak inne gatunki jest dziś bardziej niezależny ze względu na to, że każdy może prowadzić swoją karierę na własnych zasadach. Pomagają w tym social media i fakt, że dziś nie potrzeba wytwórni płytowej do rozkręcenia zespołu. Nie trzeba zaciągać kredytu u wytwórni, aby spłacać go później przy promocji albumu i mocno się natrudzić aby wyjść na swoje. My w Lansdowne podpisaliśmy kontrakt z AFM Records, ale są to inne zasady niż te, które panowały w latach osiemdziesiątych czy nawet dwadzieścia lat temu.
Gra w zespole rockowym to dla Ciebie praca czy przygoda?
ML: Obydwie opcje (śmiech). Podejrzewam, że każdy z nas w zespole powie to samo. Nie mam wątpliwości, że gra w zespole to fantastyczna przygoda: podróżowanie, koncerty i tworzenie muzyki to wspaniałe momenty. Ale dla równowagi jest to też wymagająca fizycznie i psychicznie praca. Tak jak powiedziałem wcześniej, czujemy się niezależni, każdy z nas ma swoją rolę w zespole i zawsze jest czas na pracę oraz na relaks.
Pamiętasz pierwszą płytę CD jaka pojawiła się w Twoim życiu?
ML: Oczywiście. Był to „Czarny Album” Metalliki, który dostałem gdy byłem nastolatkiem. Bez wątpienia to album, który mocno wpłynął na moje życie.
A co sądzisz o AI, które co raz mocniej jest obecne w naszych życiach?
ML: To cholernie przerażające. Sztuczna Inteligencja to królicza nora, która może mieć katastrofalne konsekwencje. Mam nadzieję, że pewna granica w jej użytkowaniu nie zostanie przekroczona.
Dziękuję Ci bardzo za rozmowę i powodzenia na trasie koncertowej!
ML: Również dziękuję!
Rozmawiał: Michał Drab