Przed tygodniem informowaliśmy o zakończeniu kariery przez Black Sabbath. Nie cieszymy się, że gaśnie kolejna wielka gwiazda ciężkich brzmień, ale weterani tez kiedyś muszą odpocząć. Postanowiliśmy przypomnieć kultowy – być może najważniejszy – album Sabs. Oto historia płyty „Paranoid”!
Koniec lat 60. i początek nowej dekady był momentem nowego rozdania w rockowym biznesie. Układ sił, którego głównymi graczami byli przebojowi rock’n’rollowcy, opierający swój czar na wdzięcznych, piosenkowych schematach, uległ przetasowaniu. Do głosu doszło nowe pokolenie, a wraz z nim zupełnie nowe brzmienia.
Naznaczony poszukiwaniem nowych dróg dla rockowej rewolucji twórczy ferment lat 60. przyniósł rozłam, wyznaczając dwie ścieżki rozwoju gatunku. Jedną z nich był daleko wykraczający poza jego pierwotną spontaniczność wyniosły, wręcz monumentalny rock progresywny. Jego totalnym zaprzeczeniem była druga ścieżka – znacznie prostszy, głośniejszy i bezceremonialny heavy metal.
Pierwszymi, którzy świadomie wyruszyli na heavymetalowy szlak, byli Led Zeppelin i Black Sabbath. O ile jednak Zeppelini zostawili sobie otwartą furtkę, Sabs od razu kupili bilet w jedną stronę.
Led Zeppelin brzmieli ciężko, szczególnie na drugiej płycie, ale wyraźnie nawiązując do bluesowych korzeni, traktując swoje numery folkowymi ozdobnikami i egzaltowanymi, rozpoetyzowanymi tekstami, wciąż mocno trzymali się rockowego archetypu. Byli przy tym na swój sposób delikatni. To odróżniało ich od Black Sabbath. Ci poszli o krok dalej, prezentując światu zupełnie nowe brzmienie – brzmienie, które odpowiadało nowej, posthippisowskiej rzeczywistości: ciężkie, złowrogie i paranoiczne.
Swoją formę brzmienie to znalazło na drugim albumie Black Sabbath, na „Paranoid”. Skupiony na bieżących tematach wojennych, krążek eksponował ciemną naturę ludzkości. Jego wydźwięk osadzał się jednak przede wszystkim na ekstremalnym jak na tamte czasy ciężarze. Był on wypadkową stylu poszczególnych członków Black Sabbath. Dominowały przede wszystkim riffy grane na nisko strojonej gitarze Tony’ego Iommiego (obniżonego stroju i co za tym idzie zmniejszonego napięcia strun wymagały uszkodzone opuszki palców gitarzysty; Iommi uszkodził je podczas pracy w fabryce). Riffy grane w niższym stroju wybrzmiewały ciężej, bardziej mechanicznie i wręcz industrialnie. Wrażenie to potęgował nieśpieszny sposób gry Iommiego, a także wtórująca mu sekcja duetu Butler/Ward – dudniąca i posępna.
Charakter Sabs z tego okresu w pełni oddaje otwierający „Paranoid” utwór „War Pigs”, w sposób beznadziejny traktujący o wojnie, o wyrachowanych politykach i o tragediach prostych ludzi – takich, jakimi sami byli słabo wykształceni, pochodzący z robotniczych przedmieść Birmingham członkowie Black Sabbath.
Mało brakowało, a to „War Pigs” byłby utworem tytułowym. Nie zgodziła się na to jednak wytwórnia, która powiązała to z trwającą wówczas wojną w Wietnamie będąca drażliwym tematem w amerykańskim społeczeństwie. Ostatecznie padło na „Paranoid”, dziś uchodzący za najbardziej rozpoznawalny przebój grupy – i jeden z najlepszych gitarowych riffów, jakie kiedykolwiek zagrano. To także popis Ozzy’ego Osbourne’a i jego maniakalnego, iście paranoicznego wokalu, idealnie wkomponowanego w pędzący klimat „Paranoid”.
Spokojniejszym evergreenem na płycie jest „Planet Caravan”, który spokojnie mógłby zmieścić się w repertuarze niejednej grupy grającej progresywny rock, czego nie można powiedzieć o innym bangerze z „Paranoid”: o „Iron Man”. Wbrew pozorom nie ma on związku z komiksem Marvela. Tytuł utworu to odpowiedź na charakter głównego riffu „Iron Mana” (Ozzy porównał go do „wielkiego chodzącego kloca żelaza”).
„Iron Man” uchodzi dziś za metalową klasykę. To samo można powiedzieć jeszcze o kilku numerach z „Paranoid”, o powolnym „Electric Funeral”, zbudowanym na kapitalnym groovie „Hand of Doom” czy szalonym „Rat Salat”. „Paranoid” to kamień milowy w historii ciężkich brzmień.
Nagrany w 4 dni, zrewolucjonizował rocka, kierując go na zupełnie nowe, metalowe tory, przy okazji ugruntowując pozycję Black Sabbath. Poza tym czy fakt, że to właśnie utworem „Paranoid” Sabs pożegnali się ze sceną, może być dziełem przypadku?
Album „Paranoid” ukazał się 18 września 1970 r. O zakończeniu kariery przez Black Sabbath pisaliśmy w artykule: „Black Sabbath pożegnali się ze sceną. Zobacz ostatni koncert zespołu”.
Merch Black Sabbath znajdziecie na RockMetalShop.pl via [link]