Lider nu-metalowej grupy wzbrania się przed wykonywaniem jednego, konkretnego utworu. Mowa o pochodzącym z debiutanckiego albumu KoRn z 1994 r. utworze „Daddy”.
Kompozycja zamykająca imienny album KoRn z 1994 r. to najprawdopodobniej najmroczniejszy utwór z całej dyskografii kapeli. Trwający ponad 17 minut kawałek jest ciężkostrawna nie tylko ze względu na formę muzyczną, ale przede wszystkim na jeden z najbardziej osobistych tekstów, jakie wyszły spod ręki Davisa. To podróż przez udręczoną psychikę wokalisty, który śpiewa o swoich doświadczeniach związanych z molestowaniem w wieku dziecięcym i ciężkim bagażem doświadczeń z tym związanych, czego dowodem było rozpłakanie się frontmana KoRn podczas sesji nagraniowej. Zespół przez 20 lat nie wykonywał tej piosenki na żywo, aby w końcu dodać ją do setlisty koncertowej w 2015 r., by w ten sposób nawiązać do 20 rocznicy wydania płyty.
Jednak fani, którzy mogli być świadkami wykonania na żywo tej piosenki, mogą śmiało uważać się za szczęściarzy. Jonathan Davis nie chce już nigdy grać „Daddy” na żywo. W wywiadzie dla Metal Hammer powiedział. jak trudno było wrócić do tego strasznego utworu. I dlaczego jest gotowy, aby wycofać go na dobre.
– Czułem się jakbym okradał świat i fanów z robienia uników przez tak długi czas. Miałem wrażenie, że mam dług wdzięczności wobec naszych słuchaczy, którzy przyszli na koncerty związane z 20 rocznicą wydania naszego debiutu i dlatego uznałem za stosowne to zrobić. Ale nie chcę do tego wracać. To zamknięty rozdział – powiedział z powagą Davis.
– Grając to na żywo, nie czułem się dobrze. To upiorne, przygnębiające gówno. Nie chcę znowu przechodzić przez granie tego na koncertach. Zrobienie tego było bardzo trudne i myślę, że wystarczająco dużo tym sobie udowodniłem – podsumował wokalista.