Skandynawscy twórcy horrorów to mistrzowie kina grozy. Chłodne, oszczędne w środkach wyrazu sceny z psychologicznym zacięciem i posępny, nieoczywisty klimat – za to najbardziej lubimy horrory ze Skandynawii. Oto nasze ulubione!
Łowca trolli (2010); reż. André Øvredal
Studenci postanawiają zrobić film o polowaniach na niedźwiedzie w Norwegii… Takie akcje zawsze skutkują krwawym rozwojem wypadków – i nie inaczej jest w tym przypadku. Fabuła przedstawia się następująco: norweski rząd próbuje zataić przed obywatelami, że kraj zamieszkują setki krwiożerczych trolli. Idzie mu to całkiem nieźle – aż do momentu, gdy stwory zaczynają wychodzić ze swoich pieczar. Wówczas do akcji wkracza Hans, jednoosobowy łowca trolli, który zamierza poskromić przerażające bestie. „Łowcę trolli” często porównuje się do kultowego „Blair With Project”. Niebanalny, pastiszowy film potrafiący przestraszyć, a momentami również rozbawić. Warto.
Pozwól mi wejść (2008); reż. Tomas Alfredson
Ten film to coś znacznie więcej niż horror na piątkowy wieczór z pizzą. Połączenie filmu grozy z głęboką psychoanalizą to przepis na doskonałe kino w iście skandynawskim wydaniu. Dwunastoletni Owen, główny bohater filmu Thomasa Alfredsona, nie ma łatwego dzieciństwa. Jego rodzice się rozwiedli, a z powodu swojej nieśmiałości jest obiektem fizycznej i psychicznej przemocy ze strony rówieśników. Owen cierpi, a gniew coraz bardziej w nim narasta. Pewnego dnia chłopak poznaje nową sąsiadkę. Tajemnicza Abby wspiera go, ale wraz z jej pojawieniem się w okolicy dochodzi do bardzo osobliwych, brutalnych zbrodni. I bynajmniej nie jest to przypadek.
Hotel Zła (2006); reż. Roar Uthaug
Jeden z najlepszych filmów na tej liście. „Hotel zła” zaczyna się niepozornie. Ot, paczka norweskich studentów wybiera się w góry, by trochę poszaleć na snowboardzie. Kiedy jednak jeden z nich ulega wypadkowi i łamie nogę, pojawiają się problemy. Gdy bohaterowie trafiają na opuszczony górski hotel, wydaje się, że wszystko jest okej. Wystarczy ogarnąć kontuzjowanego kolegę, przenocować i rano ruszyć po pomoc. Ale to byłoby za proste. W międzyczasie okazuje się, że w hotelu wcale nie są sami, a zabawa kończy się, gdy do gry wkracza… Nie będziemy psuć Wam zabawy. „Hotel zła” nie bez powodu otrzymał kilka prestiżowych nagród i ekspresowo doczekał się dwóch sequeli. To naprawdę kawał porządnego slashera!
Midsommar. W biały dzień (2019); reż. Ari Aster
Paczka studentów w czasie wakacji odwiedza całkowicie odizolowaną od świata szwedzką wioskę. Ma być chill, hippisowska atmosfera i narkotyczny odjazd, ale wioska nie jest tym, czym się wydaje. Ludowe praktyki miejscowych z czasem stają się coraz bardziej przerażające. Zaczyna się rozpaczliwa walka o przetrwanie, a wszystko to w biały dzień. Według nas to jeden z najlepszych horrorów ostatnich lat. Nie polecamy jednak zbyt wrażliwym osobom. Film jest na tyle mocny, że można się zrazić do jakichkolwiek folkowych klimatów.
Zło czyha za drzwiami (2020); reż. Tord Danielsson
Frederik po śmierci ukochanej żony wyprowadza się ze starego mieszkania i postanawia rozpocząć nowy rozdział w swoim życiu. Kiedy poznaje piękną i dobrą Shirin, nie waha się ani chwili, by kupić z nią połowę bliźniaka. Wraz z partnerką i pięcioletnim synem Lukasem wprowadzają się do nowego domu, który pozornie wydaje się idealnym miejscem do życia. Szybko jednak okazuje się, że domostwo skrywa mroczą tajemnicę… Polecamy!
Furman śmierci (1921); reż. Victor Sjöström
O tym, że Skandynawowie potrafią robić świetne kino grozy, chyba nikogo nie musimy przekonywać. „Furman śmierci” dowodzi, że Skandynawowie byli dobrzy w horrorach już sto lat temu. Film czaruje mroczną, niepokojącą muzyką. Jego fabułą przedstawia się następująco: kilku mężczyzn opowiada starą legendę o wozie widmo prowadzonym przez tajemniczego kolekcjonera dusz zmarłych. Na ile ta historia jest tylko niegroźną legendą, a na ile prawdą? Przekonajcie się sami. „Furman śmierci” to prawdziwa uczta dla miłośników horrorów retro!
Koko-di Koko-da (2019); reż. Johannes Nyholm
Wyjazd pod namiot w głąb lasu w kinie grozy zawsze zwiastuje kłopoty. Johannes Nyholm wykorzystał ten stary, znany motyw i sporządził własny scenariusz na horror. W filmie poznajemy małżeństwo, które postanawia ruszyć się za miasto i zdystansować od problemów. Spontaniczne biwakowanie w dziczy ma dobrze im zrobić, ale jak się domyślacie, dzieje się dokładnie odwrotnie. Na miejscu jednak zamiast świętego spokoju zastają trójkę groteskowych psychopatów. Ich cel jest jeden: zamienić ich odpoczynek w najstraszniejszy koszmar. Smaczkiem jest postać dziwnego, białego kota, zwiastującego coraz straszniejsze wydarzenia… Polecamy widzom od mocnych nerwach!
W otchłani lęku (2019); reż. Neasa Hardiman
Tym razem film grozy z krwiożerczym „obcym” w roli głównej. Kiedy pewna biolog morska o imieniu Siobhan dołącza do załogi rybackiego trawlera, nie jest zbyt miło przyjęta. Nie poddaje się jednak i szuka materiałów do rozwijania swoich naukowych badań. Niestety w pewnym momencie rejs przemienia się koszmar. Wszystko przez tajemniczy organizm, na który natrafia statek. To, z czym będzie się musiała zmierzyć załoga, jest gorsze od wszystkiego, o czym możecie pomyśleć. Film z kategorii must watch dla miłośników skandynawskich horrorów i marinistycznych klimatów.