Rok 1991 był dla muzyki rockowej wyjątkowo dobry. Płyty, które trafiały wówczas do obiegu, na nowo zdefiniowały kanon gatunku. Jedną z nich był „Ten”, debiutancki album Pearl Jam. Z pozoru szorstki, brudny i przesiąknięty grunge’owym klimatem krążek to w istocie jedna z najlepszych rzeczy, jakie spotkały muzykę rockową w latach 90. Po 29 latach od dnia premiery odkurzamy jeden z najważniejszych albumów grunge’u.
W 1991 r. „Ten” można było postrzegać jako kolejny udany debiut młodych gniewnych z Seattle. Wcześniej twórczy ferment tego amerykańskiego miasta przełomu lat 80. i 90. zaowocował trzema innymi, znaczącymi debiutami. Na scenie pojawili się niepokorni grunge’owcy z Soundgarden, Nirvany i Alice in Chains. Dziś wszystkie te zespoły wraz z Pearl Jam nazywane są „wielką czwórką z Seattle”. W istocie sporo je różni. Choć ich wspólnym mianownikiem jest charakterystyczne surowe brzmienie, diabeł tkwi w szczegółach. „Ten” jest na to najlepszym dowodem.
Z pozoru szorstki, brudny i przesiąknięty grunge’owym klimatem, debiut Pearl Jam to w istocie jedna z najlepszych rzeczy, jakie spotkały muzykę rockową na przestrzeni ostatnich 25 lat. „Ten” to kwintesencja rockowego dziedzictwa poprzednich dekad – niepokorna, bezkompromisowa, zupełnie inna niż ta proponowana przez przebierańców z modnych wówczach glamrockowych kapel. To również zupełnie coś innego niż skręcający w stronę punka grunge Nirvany czy bardziej metalowe granie Alice in Chains.
Buntując się przeciwko pudelmetalowej pretensjonalności, Pearl Jam zawarli na „Ten” to, co w rocku najlepsze. Wprawne ucho dostrzeże na krążku gitarowe szaleństwo w duchu Jimiego Hendriksa i rockowy odlot rodem z wczesnych dokonań The Who. Album jest przy tym mroczny i dosadny – zarówno w formie, jak i w treści.
Wymowa utworów, które trafiły na „Ten”, to wypadkowa cierpienia, złości i obłędu. Każdy z wymienionych tu stanów emocjonalnych został przez zespół oddany po mistrzowsku, szczerze ibez zbędnego patosu.
Doświadczenia Veddera, przefiltrowane przez młodzieńczą, miotającą się ze skrajności w skrajność świadomość wokalisty, zaowocowały numerami imponująco różnorodnymi. Niektóre z nich dotyczą przeżyć trudnych, jak „Alive”, szlagier i jeden z najbardziej rozpoznawalnych kawałków Pearl Jam, którego bohater poznaje gorzką prawdę o swoim ojcu, czy „Jeremy” – utwór o chłopcu popełniającym samobójstwo na oczach klasy (tragedia wydarzyła się naprawdę na początku 1991 r. w mieście Richardson w Teksasie, gdzie niespełna 16-letni Jeremy Wade Delle strzelił sobie w głowę, stojąc pośrodku sali wśród innych uczniów i nauczycielki – red).
„Ten” to także uczuciowy evergreen „Black”, growlujący „Why Go” i inne czadowe numery, jak „Oceans” czy „Porch” – przez długie lata stałe elementy koncertów Pearl Jam. Album to klasa sama w sobie, absolutne arcydzieło i kwintesencja bezkompromisowości w podejściu do tworzenia muzyki.
Polecamy odkurzyć!
„Ten” i inne płyty Pearl Jam znajdziecie w RockMetalShop.pl via [link]