Muzyka weselna to temat, który mało pasuje do strony o tematyce rockowo-metalowej, ale nawet w tym względzie zdarzają się wyjątki. Wie o tym pewne poznańskie małżeństwo, którego wesele stało się legendą. Nie, nie przez ilość wypitego alkoholu. Wszystko przez gościnny występ zespołu… Iron Maiden.
To nie żart, a historia, która przez przypadek wyciekła do mediów przy okazji koncertu, który Ironi zagrali w Poznaniu w ramach swojej pierwszej trasy szlakiem państw tzw. Bloku Wschodniego.
Jest lato 1984 r. Nowa fala angielskiego heavy metalu dociera do Polski wraz z zespołem, który jest dla niej tym, czym The Beach Boys są dla surf rocka. Dziurawymi szosami wiodącymi przez peerelowską siermięgę kursują cztery tiry i dwa autokary należące do heavymetalowej ekipy, będącej wówczas na absolutnym topie. To Iron Maiden, supergwiazdy mające do zagrania aż 5 koncertów w Polsce. Poznań to trzeci przystanek trasy.
Pierwsze dwa koncerty w peerelowskiej Polsce, które odbyły się w Warszawie i w Łodzi, nauczyły angielskich heavymetalowców, że miejscowa waluta na nic zda się poza granicami PRL – i że miejscowa wódka to najlepszy i najłatwiej dostępny alkohol, jaki da się kupić na miejscu. Nic więc dziwnego, że każdy z koncertów kończył się długim seansem przy kieliszku, kończącym się dopiero nad ranem w wynajętym hotelu lub jednym z trudno dostępnych wówczas klubów.
Miejsca, gdzie dałoby się wypić drinka, Ironi szukali również w Poznaniu po uprzednim zagraniu koncertu w Hali Arena. Nie było to łatwe zadanie. Gdyby nie to, że ktoś polecił im dawno nieistniejący już klub Adria, wieczór skończyłby się pewnie w hotelu. Stało się inaczej.
Kiedy członkowie Iron Maiden dotarli na miejsce, zorientowali się, że w klubie Adria odbywa się osobliwa impreza – wesele pewnego miejscowego małżeństwa. Nie bez problemów udało się Ironom wejść do środka. Atmosfera od razu udzieliła się angielskim muzykom, którzy rozochoceni weselną postanowili zagrać kilka numerów. Legenda głosi, że nie musieli silić na repertuar Bajmu ani innego „Białego misia”. Na sali nie brakowało fanów mocniejszego grania. Wśród nich był pan młody (świeżo upieczony mąż podobno miał nawet być na koncercie Iron Maiden w Hali Arena – red.).
Drobnym problemem był sprzęt, a raczej jego brak, w obliczu czego potrzebna była pomoc zespołu weselnego. Wszystko udało się załatwić Romanowi Rogowieckiemu, towarzyszącemu Iron Maiden polskiemu dziennikarzowi muzycznemu.
– Poszedłem wtedy do zespołu weselnego ponegocjować. Szczególnie perkusista powtarzał: „A jak on mi zniszczy perkusję, to jak będę grał? Mam jeden naciąg”. A oni mieli wtedy cały samochód naciągów, tyle, ile wtedy pewnie w całej Polsce ich było. Byli przygotowani jak ekipa, która rusza na Mount Everest. Powiedzieli perkusiście, że na drugi dzień ma się pojawić, gdzie trzeba i dostanie ich tyle, ile mu potrzeba, a do tego jeszcze pałeczki i inne rzeczy. Facet dał się przekonać – wspomina Rogowiecki.
Koniec końców Iron Maiden zagrali dla ponad 100 gości weselnych. Z głośników wybrzmiały rockowe killery: „Smoke on the Water” Deep Purple i „Tush” ZZ Top.
– Musieliśmy przestać mówić znajomym, że na naszym weselu grali Iron Maiden, bo nie byliśmy traktowani poważnie – w rozmowie z TVN po latach wspominał Piotr Żmudziński, pan młody.
Dziś nie ma wątpliwości co do autentyczności koncertu Iron Maiden na polskim weselu. Pierwsza podróż grupy do Polski została udokumentowana na przygotowanym przez zespół dokumencie „Behind the Iron Curtain”. Wśród wykorzystanych ujęć znalazło się kilka z klubu Adria. Państwo młodzi zobaczyli go po wielu latach od czasu wesela.
Klub Adria już dawno zniknął z mapy Poznania. Nie przetrwał też związek nowożeńców z 1984 r. Wciąż trwa jednak kariera Iron Maiden. Z ponad 40-letnim stażem zespół gra do dziś. Czy coś się w tej kwestii zmieni? Jeśli tak – to na pewno nieprędko!
fot. Samuel Aguiar (CC BY 2.0)