Wygląda na to, że pewna epoka właśnie dobiegła końca. Spółka Gibson, jeden z najbardziej rozpoznawalnych producentów gitar, złożyła wniosek o upadłość. Choć nie oznacza to jeszcze końca legendarnej firmy, jej przyszłość jest poważnie zagrożona.
O problemach Gibsona wiadomo nie od dziś. Wszystko przez rosnący dług spółki, który przez część obserwatorów powstał przez przesadną zachowawczość firmy w budowaniu wizerunku marki, przede wszystkim w środowisku internetowym, przez co sprzedaż gitar Gibsona miała okazać się niższa niż w przypadku bezpośrednich konkurentów (np. Fendera).
W lutym media obiegła informacja, że długi spółki sięgają nawet 500 mln dolarów, a jej upadek to kwestia kilku miesięcy. Biorąc pod uwagę znaczenie Gibsona dla popkultury, trudno było w to uwierzyć, ale tak też się dzieje. Gibson ogłosił bankructwo we wtorek, 1 maja.
Czy oznacza to, że zakładów legendarnego producenta nie opuści już żadna gitara? Niekoniecznie. Jeszcze w tym roku firma ma przejść reorganizację. W planach jest m.in. zaprzestanie produkcji sprzętów elektronicznych, w tym słuchawek, głośników i innych akcesoriów. W ofercie Gibsona, tak jak w czasach świetności firmy, mają znaleźć się wyłącznie instrumenty, w tym legendarne modele Les Paul i SG.
Czas pokaże, czy okażą się to zmiany na lepsze. Przed Gibsonem z pewnością trudne zadanie. Zmiany pokoleniowe, popularność gatunków muzycznych opartych na samplach i wysoka dostępność gitar z drugiej ręki – to zaledwie kilka trudności, z którymi będzie się musiał zmierzyć legendarny producent…
Przypomnijmy: marka Gibson istnieje od 1902 r. Szacuje się, że rocznie sprzedaje się ponad 170 tys. gitar Gibson w 80 krajach. Instrumenty wyprodukowane przez lutników spółki od lat cieszą się uznaniem znanych rockowych gitarzystów, takich jak Jimmy Page czy Slash.