5 lipca 2025 roku świat rocka i metalu doświadczył jedynego w swoim rodzaju wydarzenia!
W historii rocka odbywały się już wydarzenia, które swoim rozmachem szokowały od momentu samego ogłoszenia. Żeby wymienić tu tylko koncert Pink Floyd na Live Aid, pożegnany występ Led Zeppelin w Londynie albo wspólną trasę Wielkiej Czwórki Thrash Metalu. W 2025 roku do tych wydarzeń dołącza „Back To The Beginning”, który był oficjalnym pożegnaniem ze sceną Ozzy’ego Osbourne’a i Black Sabbath.
Gdy wydarzenie, którego centrum był Villa Park w Birmingham, rodzinnym mieście zespołu, zostało ogłoszone, wielu (a właściwie wszyscy) przecierali oczy ze zdumienia patrząc na skład tej imprezy. Oprócz wspomnianych już Ozzy’ego i Black Sabbath w oryginalnym składzie zapowiedziano występy takich gigantów jak Metallica, Guns N’ Roses, Slayer, Tool, Pantera, Anthrax oraz wielu innych. Wielkimi nieobecnymi okazali się między innymi Judas Priest, którzy zostali zaproszeni, ale tego dnia grali koncert w Niemczech. Pojawił się za to ich były gitarzysta, K.K. Downing.
Każdy z wykonawców miał dla siebie mniej więcej piętnaście-dwadzieścia minut podczas których grał swoje klasyczne utwory i specjalnie przygotowane wersje z repertuaru Black Sabbath. Aby nie rozpisywać się o wszystkich postanowiliśmy wyszczególnić kilka fragmentów naprawdę godnych uwagi.
– Rival Sons, zespół będący supportem Black Sabbath na ich trasie „The End” zagrali „Electric Funeral”, który zabrzmiał naprawdę dobrze
– Lamb of God wykonało w swoim stylu kultowy utwór „Children of The Grave”
– Pantera, która również zagrała „Electric Funeral”, ale dodatkowo zaprezentowała bardzo subtelnie i chwytliwie wykonanie „Planet Caravan”
– Tool popisał się solidnym wykonem „Hand of Doom”
– Slayer rozwalił głowy najprawdopodobniej wszystkim fanom wykonując połączenie „Wicked World” ze swoim kultowym „South of Heaven”
– Metallica, gdzie chyba większość zgromadzonych spodziewała się wykonania „Sabbra Cadabra”, a usłyszeliśmy „Hole in The Sky” oraz „Johnny Blade”, czyli absolutnie nieoczywiste utwory w całym zestawieniu
W tej beczce miodu znajdzie się również miejsce dla łyżki dziegciu, którą było wykonanie „Sabbath Bloody Sabbath” przez Guns N’ Roses. Wokal Axla pozostawał naprawdę wiele do życzenia.
W trakcie całej imprezy na scenie pojawiło się też kilka „supergrup”, które również oddały hołd Black Sabbath, ale nie tylko. Zabrzmiały takie utwory jak „Breaking The Law” (z dosyć niefortunnym wokalem Billy’ego Corgana), „Bark At The Moon” (który zaśpiewał Tobias Forge, a właściwie Papa V Perpetua z zespołu Ghost), oraz prawdziwe „wisienki na torcie” w postaci „Train Kept A Rollin”, „Walk This Way” i „Whole Lotta Love”, które brawurowo zaśpiewał Steven Tyler, wokalista Aerosmith.
Ostatni akt tego wiekopomnego wydarzenia rozpoczął się przy pompatycznych dźwiękach „O! Fortuna!” spod sceny wyłonił się czarny, elegancki tron na którym siedział on, Książę Ciemności, we własnej osobie – Ozzy Osbourne. Od samego początku widać było, że Ozzy mimo choroby wokalnie jest w naprawdę dobrej formie i gdyby nie fizyczne ograniczenia, na pewno szalałby po scenie jak niepohamowany wulkan energii. Pięć utworów które zagrał: „I Don’t Know”, „Mr. Crowley”, „Suicide Solutnion”, „Mama, I’m Coming Home” i na koniec „Crazy Train” zabrzmiały fenomenalnie i chwytały za serce. Ozzy nie krył również wzruszenia zwracając się do publiczności. To był jego wieczór.
Na koniec Black Sabbath. Po raz pierwszy razem na scenie od 20 lat. Wielu obawiało się o ten występ. Obawiali się też sami zainteresowani, co było czuć oglądając ich wychodzących przed publiczność. Ale twórcy heavy metalu stanęli na wysokości zadania. Od pierwszych dźwięków „War Pigs” przez „N.I.B”, „Iron Man” po najbardziej ikoniczny utwór ze swojej twórczości: „Paranoid”. W tym niespełna półgodzinnym występie pokazali, że heavy metal to gatunek o niesamowitej sile i będzie trwał, dopóki trwać będą riffy jakie między innymi wymyślił Tony Iommi. Ponad czterdzieści tysięcy fanów oglądających ten koncert na żywo i ponad 5 milionów online pokazuje jaką moc miało to wydarzenie, które ośmielimy się nazwać czymś więcej niż koncertem – to było doświadczenie religijne. Bo w końcu….wszyscyśmy z Black Sabbath.
Giganci zatańczyli razem po raz ostatni, na swojej ziemi, na własnych zasadach. Już wiele lat temu postawili sobie pomnik, ale teraz jeszcze go upiększyli i powiększyli. Legenda trwać będzie wiecznie.
Dziękujemy Ozzy! Dziękujemy Black Sabbath!
Redacja RMN